Kościół katedralny


  Początek katedry na Wawelu łączy się z utworzeniem biskupstwa krakowskiego w r. 1000 na zjeździe Ottona III cesarza niemieckiego w Gnieźnie z Bolesławem Wielkim królem polskim w obecności dwóch delegatów papieskich. Kraków z całą doń należącą ziemią wcielonym był już do Polski, po odebraniu jej Czechom i w nim Bolesław na Wawelu założył kościół katedralny pod wezwaniem św. Salwatora. Spieszno było królowi z oddaniem na użytek pasterza dyecezyalnego Poppona, rodem Włocha, budynku kościelnego, więc wystawił chór z kamienia, a nawę główną z drzewa i taką katedrę poświęcono d. 20 kwietnia r. 1001. Legaci papiescy nadali odpust 40 dniowy na dzień konsekracyi, którą corocznie obchodzono przez kilka wieków w święto Zmartwychwstania Pańskiego.
  Wnet okazała się za ciasną pierwotna katedra Bolesławowska, a zwłaszcza, gdy korpus jej drewniany się spalił roku 1025, że już Kazimirz I zamierzył budowę nowego obszerniejszego kościoła, w czem mu dopomógł Aron, opat Benedyktyński sprowadzony przez króla na biskupa krakowskiego z Kolonii. Po owej strasznej zawierusze w Polsce za Mieszka II okoliczności tak się złożyły, że brakło nawet kościoła dla metropolity w Gnieźnie i arcybiskupa nie było wcale. Wtenczas Aron został arcybiskupem polskim, z czego wytworzyła się powieść niezgodna z prawdą, jakoby biskupi krakowscy pierwsi używali paliusza i zatracili go przez zaniedbanie. Po Aronie metropolią polską objął świeżo mianowany arcybiskup gnieźnieński.
  Otóż ten Aron wnosić można, obmyślił plan nowego kościoła katedralnego na Wawelu na wzór pierwotnego kolońskiego i rozpoczął budowę od krypty św. Leonarda, przy której poświęceniu nadał legat papieski takiż sam 40 dniowy odpust jakim był obdarzony pierwotny kościół przez Bolesława W. ufundowany w miejscu, gdzie dziś stoi kaplica Wazów.
  Tytuł podziemnego kościoła i głębsza część krypty z sześciu kolumnami cieńszemi niewątpliwie pochodzą z pierwszej połowy, a absyda z dwoma najbliższemi okna odmiennemi filarami z końca wieku XI. Z tej epoki najstarszej części krypty, utrzymały się jeszcze inne pamiątki wpływów nadreńskich w Krakowie; porządek nabożeństwa w katedrze krakowskiej, plan jej w stylu romańskim z dwoma absydami — herb kapituły Trzy Korony, przez Arona z Kolonii przyniesiony. Tam zaś to godło przypadło kapitule i uniwersytetowi od Trzech króli Betleemskich, których relikwie spoczywały w ołtarzu na środku kościoła kolońskiego.
Rozpoczętą katedrę nową za Kazimirza Odnowiciela, obsługiwaną przez Benedyktynów, fundował dalej Władysław Herman, 20 kanoników przy niej ustanowił i wprowadził doń drugiego patrona św. Wacława. Było w tych czasach powszechnym zwyczajem, że do pierwotnego starego tytułu dodawano świeży młodszy. Po Władysławie Hermanie pamiątką w murach została tylko zachodnia część krypty, gdyż górny kościół stanął dopiero za Bolesława Krzywoustego i konsekracya jego odbyła się w r. 1143.
  Otóż ten drugi kościół katedralny w stylu romańskim mieścił się prawie na tej przestrzeni co dzisiejszy, tylko od wschodu był krótszy. Nawa główna kończyła się z dwóch stron chórami i absydami od wschodu i zachodu; do niej przylegały dwie nawy boczne węższe, zamknięte od wschodu absydami, od zachodu dwiema wieżami. Na środku katedry stał ołtarz z grobowcem św. Floryana ufundowany po sprowadzeniu z Rzymu relikwij tego świętego patrona w r. 1184. Do niego wstawiono resztę kości św. Stanisława po tegoż kanonizacyi w r. 1253. Przy nawie bocznej południowej pozostawiony chór z katedry Bolesławowskiej przemieniono na kaplicę św. Piotra i Pawła, w której istniał pierwotny grobowiec św. Stanisława i Bł. Prandoty. Od północnej strony przypierała kaplica św. Mikołaja, a w niej ukazywano relikwiarz z głową św. Stanisława.
  Główne wejście do katedry romańskiej prowadziło przez drzwi od południa. Poziom posadzki przedstawiał się dziwnie, gdyż korpus nawy głównej oparty na sklepieniu krypty św. Leonarda wznosił się o 3 mtr. 38 cnt. wyżej od naw bocznych i posadzki kaplicy św. Piotra i Pawła. Do krypty schodziło się z dwóch stron blisko ściany wschodniej.
  Nawy boczne i absydy były sklepione; nad główną nawą do końca istnienia katedry romańskiej wznosił się pułap drewniany. Wygląd dwóch wież owoczesnych uwydatnia pieczęć kapitulna z XII wieku, która zarazem uzmysłowią kształt całego kościoła. Ołtarzy liczyła 14 katedra romańska, oprócz A tych co były w krypcie św. Leonarda. O fundatorach niektórych ołtarzy zaginęły nawet wieści, że ich Długosz w XV wieku nie zdołał odszukać w aktach katedralnych.


  Pożary w tym względzie sprawiały największe spustoszenia. W r. 1212 w lipcu, gdy piorun uderzył w dach skarbca, to ogień stąd wszczęty zniszczył zupełnie wszystkie sprzęty i aparaty kościelne tam przechowywane. Nawet metalowe zabytki wtedy się stopiły. W r. 1230 przez nieuwagę przy pokrywaniu blachą ołowianą wieży ogień wszczęty wypalił cały kościół. Dodać należy, że do rozmiarów klęsk pożarowych przyczyniał się brak sklepienia w nawie głównej. Odbudowano go napowrót i używano do roku 1306, w którym od ogromnego pożaru znowu wybuchłego koło kościoła Wszystkich Świętych w mieście zajęła się katedra i zniszczała. Tym razem jeszcze kościół romański wyrestaurowano, skoro odbywały się w nim różne uroczystości, jak koronacya króla Władysława Łokietka, chrzest i ślub Aldony księżniczki litewskiej z Kazimirzem królewiczem itd.
  Mimo to, gdy na stolicę biskupią w r. 1320 wstąpił Nankier kroniki zapisały wiadomość, że tenże zaraz rozpoczął budowę nowej katedry wedle świeżo obmyślanych planów.
  Przyczyną tego wielkiego przedsięwzięcia była ruina starej katedry. Wszystkie prawie kościoły romańskie po dwóch wiekach swego istnienia dezelowały się tak, że je z gruntu odbudowywać musiano. Nie zdradzały one u architektów należytej znajomości budownictwa, że pomimo przesadzonej grubości murów budowle rozpadały się na boki. I naszą krakowską katedrę ten sam los spotkał; z konieczności wypadło ją stawiać na nowo, a że się to działo w XIV wieku, więc w stylu ostrołukowym postać jej nadano.
  Z nakreśleniem planu stosowano się do objętości miejsca romańskiego kościoła, z przedłużeniem od wschodu, gdzie znać nie było ku temu przeszkody. Niezwykłą spotyka się tu osobliwość, że budowę nowej katedry rozpoczęto od wystawienia najprzód kilku kaplic, od strony wschodniej, potem nawy bocznej okrążającej prezbiteryum i właściwego chóru z wielkim ołtarzem, nim przystąpiono do zburzenia starego kościoła.
  Z niego jednak niektóre części polecono architekcie uszanować, skoro tenże musiał się z nowemi murami do wskazanych pamiątek stósować. Przez to wyniknęły różne zboczenia i krzywizny w katedrze gotyckiej, których nie umiano sobie dotąd wytłomaczyć.
  Z pozostałości romańskich i zapisków współczesnych pokazało się teraz, iż trzeba było zachować bez naruszenia ołtarz z relikwiami św. Floryana i św. Stanisława na środku katedry stojący, oraz kryptę św. Leonarda i niechciano zmieniać dwóch kaplic, z któremi łączyły się wspomnienia o św. Stanisławie, t. j. od południa św. Piotra i Pawła, a od północy św. Mikołaja. Z romańskiego też kościoła przejęto wejścia dwa do nawy poprzecznej, od południa i północy. Wejścia od zachodu pierwotnie nie było wcale, gdzie niektórzy autorzy opisów krakowskiej katedry istnienie trzech frontowych portali przypuszczali. Wejście północne w gotyckiej katedrze zatracił biskup Floryan (+1380), wystawiwszy w tem miejscu kaplicę św. Tomasza na grób dla siebie. Wchód tedy przeniósł on na stronę zachodnią, ozdobiwszy go rzeźbami z portalu północnego, które się teraz odsłoniły po odjęciu tynku. Drzwi okute monogramami króla Kazimirza W. z tamtego wejścia przystosowano do nowego portalu.
  Wielką też przemianę zdziałano w nowej katedrze, sprowadziwszy pawiment do jednego prawie poziomu, co nie było łatwą rzeczą, zważywszy na znaczne różnice wzniesienia w romańskim kościele, a dokonano tego bez wszelkich zachodów. Przysypano gruzem powierzchnię całą w nawach bocznych warstwą grubą i na tem ułożono posadzkę.
  Trzy wieże zdobią katedrę krakowską, z których południowa, tak zwana Wikaryjska od dzwonów tego imienia, stoi na pierwotnych swoich fundamentach romańskich i znaczną posiada część murów z kamienia starszym sposobem obrobionego. Uzupełnienie jej murem w ośmiobok wraz z nakryciem gotyckiem, podobnem do wieży Maryackiej w Krakowie, nastąpiło w początku XVI wieku. Zasklepiona izba w najgłębszej kondygnacyi tej wieży była kapitularzem, czyli miejscem zebrań kapituły katedralnej do r. 1403. Druga wieża, znana pod imieniem Zegarowej, być może, że stoi na podwalinach romańskich, lecz nowo zbudował ją Kazimirz W. po sklepienie w nawie bocznej; wyżej uzupełnił w r. 1525 ks. Jan Salomonowicz, kanonik i radca miejski. Miała nakrycie kopulaste na podobieństwo dzwonnicy Zygmuntowskiej. Zegar w niej umieszczono r. 1521. W r. 1703 o północy d. 16 grudnia straszliwa burza zrzuciła wierzch Zegarowej wieży na sklepienie nawy głównej i przebiła je. Nakrycie, jakie teraz ma w stylu barokowym, otrzymała wieża ta już po restauracyi w r. 1716 i trzeba przyznać, że kształt jej należy do najpiękniejszych w tym stylu. Blachą miedzianą pokrytą, z czterech rogów zdobią ją kolosalne figury patronów polskich: św. Stanisława, św. Wojciecha, św. Wacława i św. Zygmunta. Trzecia wieża pierwotnie należała do obwarowań zamkowych i dopiero za Władysława Jagiełły przerobiono ją na dzwonnicę, umieszczając tu dzwony ofiarowane przez Zbigniewa Oleśnickiego. Pierwsza zapiska o budowie owej wieży pochodzi z czasu 1412 do 1423 za biskupa Wojciecha Jastrzębca Miała tylko jedno piętro, drugie wystawił biskup Jan Konarski wraz z kapitułą r. 1520 dla zawieszenia wielkiego dzwonu, Zygmuntem zwanego od imienia fundatora, króla Zygmunta I. Na niej pojawiło się pierwsze w Polsce nakrycie w stylu odrodzenia, baniaste z czterema po rogach kopułkami. Gdy się to zniszczyło, następne w kształcie hełmu bez bocznych kopułek wyglądało bardzo prymitywnie. Przy obecnej restauracyi katedry, kierownik tejże nadał wieży Zygmuntowskiej nakrycie, jakiego ona nigdy nie miała i jest szpetną mieszaniną chińszczyzny, renesansu i barokka. Przez nagromadzenie rozmaitych żabek, smoków, słupków, zatracono poważną sylwetę szczytu wieży. Psuje ona ogólne wrażenie gmachu katedralnego. Zmarnowano dużo pieniędzy na owe fantastyczne ozdoby hełmu wieży, wbrew zasadzie obecnej restauracyi katedry, dążącej do utrwalenia a nie przekształcenia budowli.
  Do XVIII wieku katedra krakowska przedstawiała dzieło nader piękne, pełne drogich pamiątek z epoki największego rozwoju państwa za Jagiellonów. Każdy ołtarz innej fundacyi, każdy sprzęt w kościele, to utwór sztuki, każdy pomnik był obrazem panującej w tym czasie wyobraźni. Były tu prawie wszystkie ołtarze szafiaste, ze zamykającemi się do środka drzwiami, w których obrazy lub rzeźby przedstawiały historyą świętych patronów kościoła i narodu. Pozłociste, barwiste, oświecone przytem światłem, rzuconem przez kolorowe okna, sprawiały dziwnie fantastyczne wrażenia. Ze sklepień zwieszały się pająki, lampy, korony, kapelusze kardynalskie, różne zwycięskie trofea, jak chorągwie i sztandary, ściany odbijały żywemi barwami od przyciemnionego otoczenia. Wspaniałe grobowce królewskie budziły podziw u zwiedzających naszą stolicę. Każde większe w dziejach Polski zdarzenie uosobiło się w katedrze krakowskiej. Skrystalizowane w kamieniu lub drzewie objawy ducha narodu przeistaczały świątynię Bożą w panteon narodowy.
  Z końcem wieku XVII a początkiem XVIII rozpoczęła się epoka niszczenia wszystkiego w katedrze, co w niej przeszłość najpiękniejszego i najcenniejszego nagromadziła. Mania ta, nie pochodząca wcale ze złej woli, czepiała się nawet ludzi znakomitych na innych polach, i pozbawiała późniejsze pokolenia niezmiernie ważnych pamiątek. A jakie owe przeistoczenia kościoła pochłonęły sumy pieniędzy, o tem można mieć pojęcie z kosztów, które przychodzi łożyć teraz na ich usunięcie i przyprowadzenie do właściwego stanu. Największą krzywdę wyrządził krakowskiej katedrze biskup Łubieński przez zburzenie sklepień w bocznych nawach naokoło prezbiteryum, wyprowadzenie murów do wysokości chóru w stylu barokowym i nakrycie wspólnym płaskim dachem. Światło przez to do prezbiteryum dostawać się musiało przez podwójne okna i aby je rozwidnić, wyrzucono barwne witraże. Zamurowano przestrzenie między filarami i usunięto wszystkie gotyckie ołtarze, zastępując je wedle jednej formy wykutymi z czarnego marmuru w stylu rokoko. Przenoszono przytem pomniki i grobowce z ich pierwotnych miejsc, a nawet wyrzucano je na pole, aby uzyskać plac pod nowe nagrobki ludzi nie zasługujących na spoczynek na Wawelu. Grobowce królowych uległy wszystkie prawie zniszczeniu. Płyty nagrobkowe bronzowe, tkwiące w pawimencie, poszły na odlewy lichtarzy. Dla zrobienia schodów na nowy chór muzyczny i do kapitularza, zatracano jednę po drugiej kaplicę. Gdy zębem czasu nadwątlone części czy to budynku, czy to jego ozdobień wymagały reperacyi, to je bez żadnego skrupułu wyrzucano, a w ich miejsce sprawiano całkiem inne, wedle najświeższego gustu. Trwał ten stan lekceważący zabytki przeszłości w katedrze do połowy XIX wieku, nim z podniesieniem się nauk i wiedzy w ogólności u nas nie zapanował duch poszanowania dla pamiątek ubiegłych czasów. Koniec XIX wieku odznaczył się właśnie prądem przywracania wszelkim pomnikom pierwotnej postaci i utrwalania ich na dalsze czasy.
Katedra krakowska doczekała się chwili, gdy na jej odnowę znalazły się w ofiarności publicznej fundusze. W r. 1886 biskup krakowski, Albin Dunajewski, postanowił przystąpić do restauracyi, gdy oprócz znacznej kwoty ze składek kasa oszczędności miasta Krakowa ofiarowała taką ilość pieniędzy, iż za nią można było zaraz do pracy się zabrać. Polecił biskup architektowi Sławomirowi Odrzywolskiemu zdjęcie planów katedry i wygotowanie projektu restauracyi. W r. 1891 do 1894 odnowiono gruntownie kaplicę Zygmutowską. Tymczasem umarł kardynał
Dunajewski, następca jego na stolicy biskupiej, ks. Jan Puzyna ujął w swoje ręce rozpoczęte dzieło, lecz zmienił plan restauracyi. Nie uznał za stosowne przywrócenie tej świątyni kształtu, jaki miała przed oszpeceniem w wieku XVIII, lecz tylko utrwalenie całości jej w stanie, w jakim ją zastał, z wyjątkiem drobnych przeistoczeń. Po sześciu latach zamknięcia otworzyły się podwoje katedry na święta Wielkanocne w r. 1901 dla publiczności i rozbrzmiała w niej chwała Boża na nowo. Pozostało w niej jednak mnóstwo przedmiotów, które dopiero ukończenia doczekają się z biegiem czasu.

  Od zewnątrz katedra krakowska na skale Wawelskiej piętrząca się ponad obwarowaniami zamkowemi przedstawia się w dwóch odmiennych od siebie obrazach. Od północy, czyli od miasta widać wieżę z dzwonem Zygmuntem, obok niej z jednej strony zakrystyę ze skarbcem, zakrywającą kościół, z drugiej mur forteczny, który pozwala dojrzeć boczną facyatę krzyżowej nawy z wieżyczką mieszczącą w sobie kręcone schody na strych, dalej wieżę Zegarową z wychylonemi za nią oknami nawy głównej i z ponad dachu szczyt drugiej wieży, zwanej Wikaryjską.
  Od południa z dziedzińca zamkowego przedstawia się całkiem odmiennie katedra. Oprócz wieży Zegarowej i Wikaryjskiej widać nawę główną z facyatą zachodnią i nawę krzyżową z facyatą południową. Poniżej wpadają w oczy dwie kaplice, niby do siebie bardzo podobne, a przecież niezmiernie się wyróżniające. Ta z nich, co ma kopułę złocistą i na latarni koronę, to jest owa sławna w Europie z piękności kaplica Zygmuntowska, przez włoskich budowniczych wystawiona z woli Zygmunta I. Druga, wyraźne naśladownictwo tamtej, ale bez artystycznego
wykonania, ufundowana przez Zygmunta III i jego syna, zwie się kaplicą Wazów. Stoi ona na nadzwyczajnie pamiętnem miejscu, gdyż tu była pierwsza katedra przez Bolesława Chrobrego zbudowana. W jej podziemnych murach tkwią ściany chóru pierwotnej katedry, do którego przylegała nawa drewniana. W głębi spostrzega się ową szpecącą dobudówkę z XVIII wieku z płaskim dachem i oknami barokowemi, okalającą prezbiteryum.
  Wejście główne do katedry wzniesione wysoko ponad powierzchnię drogi wiodącej z miasta, znajduje się wciśnięte między dwie kaplice dobudowane później od zachodu. Idzie się najprzód przez bramę tworzącą całość z murem okalającym cmentarz kościelny. Mur ten z ciosów z trzema portalami wystawiono w r. 1619 z funduszu na ten cel testamentem przekazanego przez biskupa Tylickiego.
  Na facyacie zachodniej z białego kamienia zbudowanej tkwi ponad 12-kątnym oknem orzeł polski z epoki Kazimirza W., a nad nim na wsporniku stoi figurka św. Stanisława, bardzo prymitywnie z kamienia wykuta. Ściany boczne mieszczą w sobie teraz okna wybite z sąsiednich kaplic. Przy północnej wiszą na łańcuchach trzy umocowane kości, znalezione koło Krakowa: piszczel i czaszka z mamuta, i szczęka jakiegoś przedpotopowego kręgowca, które lud uważa za resztki owego smoka w Wawelu niegdyś bywałego.
  Szybki szklanne w schodach tkwiące pokrywają otwór w krypcie św. Leonarda jako jedyne okno do jej wnętrza dochowane.
  Portal drugi z marmuru, w którym się mieszczą drzwi do katedry, w stylu barokowym sprawił koło r. 1640 kan. Serebrzyński. Po obydwóch bokach oddrzwi uwydatniono kawałki rzeźb figuralnych z pierwotnych portalów gotyckich. Drzwi same blachą żelazną obite, kształtem zastosowane do dzisiejszych węgarów barokowych, zawierają wielką osobliwość, t. j. najstarsze w Polsce wyroby ślusarstwa, monogramy króla Kazimirza W. Zdradzają one formę pierwotnych drzwi gotyckich, bo znać późniejsze dodatki.
  Wszedłszy do wnętrza katedry, nie ogląda się jej całości, gdyż zapiera jej widok kaplica św. Stanisława, w stylu barokowym 7. kopułą złocistą na samym środku stojąca, z trumną tego świętego. Przytem wskutek obecnej restauracyi świątynia szaro wapnem otynkowana bez żadnej polichromii, przedstawia się ubogo tak, jak nigdy przedtem. Zawsze sklepienia były lazurowe, złocistemi gwiazdami ubrane, takież żebra błyszczące łączyły się ze ścianami barwnie pomalowanemi mnóstwem postaci świętych.
  Plan kościoła katedralnego wyróżnia go od wszystkich innych świątyń w Krakowie, a nawet w Polsce.
  Nawa główna z poprzeczną i z prezbiteryum tworzą jednej wysokości krzyż. Kąty ramion krzyża wypełniają o wiele niższe nawy z obejściem naokoło poza wielkim ołtarzem, a to wszystko razem w kształcie prostokąta otacza szereg 20 kaplic. Prezbiteryum jest dłuższe o czwartą część od nawy głównej, co zalicza się też do osobliwości. I jeszcze do uszczuplenia korpusu kościoła przyczynił się chór muzyczny w r. 1758 wystawiony pod facyatą zachodnią w stylu rokoko. Przedtem tkwił on na wspornikach przy ścianie północnej nawy głównej, z wejściem po pod dachem nawy pobocznej.
  Aby poznać tę drogą każdemu Polakowi świątynię, trzeba ją obejść wokoło.
  Zwróciwszy się tedy po wstąpieniu do wnętrza na prawo, spotykamy w zagłębieniu stojącego rycerza z podniesioną a urwaną prawicą, w której tkwiła kopia. To Piotr Kmita, wojewoda krakowski, marszałek wielki koronny, typ możnowładcy owych czasów, ostatni potomek po mieczu tego hardego rodu z Wiśnicza, zmarły r. 1553 w 76 latach swego czynnego życia. Pochowany tu dalej pomiędzy pierwszym a drugim filarem.


Pomnik Piotra Kmity


  Za nim zaraz wpada w oczy pierwsza kaplica żywo zabarwiona pod wezwaniem św. Krzyża, zbudowana w latach między r. 1467 a 1477 przez Kazimirza Jagiellończyka i jego żonę Elżbietę z rodu Habsburgów, jedyny zakątek w tej świątyni, co się dochował w pierwotnym kształcie i oryginalnej szacie. Lecz i tu ów wiek upadku, zepsucia, wiek XVIII zostawił po sobie ślady. Sam środek kaplicy od posadzki do wierzchu sklepienia zawalono napuszystym pomnikiem Kajetana Sołtyka, biskupa krakowskiego, w stylu rokoko i to jeszcze daleko od jego grobu. Spoczywa on bowiem na drugim końcu kościoła w kaplicy Tomickiego, w trumnie dębowej, ubrany w czerwoną kapę, +1788.
  Z trumny wysuwający się orzeł z ręką rycerza, wyobraża godło biskupa, specyalny tej familii herb zwany Sołtykiem. A na trumnie w płaskorzeźbie uwydatniono wywiezienie jego przez Moskali na wygnanie do Kaługi. Sprawił ten pomnik stryjowi prałat katedr, krak. Michał Sołtyk, niestety pożałował nań pieniędzy, bo wykonany z niegodnego katedry materyału. Z czarnego marmuru wyrobiony tylko fundament i piedestał pomnika, figury zaś i wszelkie ozdoby są z gipsu odlane. W południowo-zachodnim narożniku kaplicy wznosi się sarkofag z czerwonego marmuru króla Kazimirza Jagiellończyka za życia jego wykonany przez najsławniejszego w tej epoce mistrza w sztuce rzeźbiarskiej, Wita Stwosza, który się tu wyraźnie na kamieniu podpisał z datą 1492. Jest to arcydzieło pod każdym względem, szkoda tylko że górą uszkodzone, bo w miejscu dzisiejszych kwiatonów stały pierwotnie posążki, z których w XVIII wieku jeszcze kilka utrąconych przewalało się w kącie.
  Kapitele w 8 słupkach misternie rzeźbione przedstawiają różne symboliczne sceny z pisma św., starego i nowego testamentu. Wizerunek na płycie w całej postaci, uosabia króla Kazimirza portretowo wykutego w ubiorze koronacyjnym, t j. w kapie z berłem i jabłkiem w rękach, w koronie na głowie. Na bocznych ścianach tumby siedzące koło herbów figury wyobrażają żal mieszkańców po zmarłym królu.
  Dwa drugie boki tumby od ścian są gładkie, bez rzeźby, co świadczy, iż pomnik ten był do tego miejsca od nowości przeznaczony.
  Patrząc na ten grobowiec, dumnymi czuć się możemy, że taki utwór mistrzowski sztuki rzeźbiarskiej posiadamy. Przedstawiony jest król polski w nim, jakby żywcem w czerwony marmur zaklęty, a autorem jego Polak, największy mistrz z owej epoki w całym świecie.
Gdyby takie nieocenionej wartości dzieło sztuki posiadały inne narody, toby istniały księgi, uwydatniające każdy z niego szczegół. My dotąd ani odlewów, ani żadnych naukowych reprodukcyi z tego pomnika nie mamy, tak jak wogóle nie zdobyliśmy się na historyę cywilizacyi w Polsce.
  Naród polski w Krakowie przechowuje skarby, których znaczenia nie pojmuje. Odtrąciwszy na bok strunę patryotyczną w każdym zabytku naszej sławnej przeszłości, to mamy w nim jeszcze urok ducha narodowego, geniusza myśli ogólno-ludzkiej, co nęcić musi z całego świata ludzi do starej stolicy Polski dla ujrzenia płodów dawnej kultury.
  W przeciwległym kącie spoczęła żona Kazimirza, Elżbieta, zwana matką Jagiellonów, pod prostym czworokątnym głazem w kształcie mensy, na którym w czasie nabożeństwa stawiano aparaty kościelne.
  W r. 1753 kamień ten grobowy fundatorki wyrzucono, aby w jego miejsce postawić pomnik Władysława Jagiełły, usunięty z nawy głównej. Teraz w r. 1902 wrócono Jagiełłę tam, gdzie jego zwłoki spoczywają, zaś królowej Elżbiecie ma być daną nowa płyta nagrobna.
  Przy ścianie wschodniej obok wejścia z obydwóch stron stoją dwa ołtarze szafiaste, jedyne, jakie się w katedrze na Wawelu dochowały z epoki stylu gotyckiego. Był cały kościół podobnymi tryptykami ozdobiony, począwszy od wielkiego ołtarza, ale je wypłoszyli ludzie, co nie żywili w sobie ani iskry poszanowania dla przeszłości. Z tem większem pietyzmem winniśmy się cieszyć ocalonymi z owej powodzi okazami kultury średniowiecznej w Polsce.
  W kącie północnym stoi ołtarz św. Trójcy. Środek w szafie zajmuje rzeźba z drzewa, wyobrażająca Boga Ojca z krucyfiksem i Duchem świętym w postaci gołębia; otaczają tę grupę główną figurki aniołów i różnych świętych wśród obramienia. W szczycie pod arkadami wśród iglic mieszczą się znowu rzeźbione postacie Chrystusa Zmartwychwstającego z św. Anną po prawej, a św. Zofią po lewej stronie.
  Otwarte skrzydła tryptyku, podzielone na dwa pola z wewnętrznej i zewnętrznej strony są okryte malowaniami. Od wewnątrz wyobrażeni są święci apostołowie i patronowie polscy, jak św. Wojciech, św. Stanisław, św. Wacław i św. Floryan. Od zewnątrz widać samych świętych rycerzy. Na jednym obrazie w scenie Nawrócenia się św. Pawła, artysta przedstawił wszystkie postacie w polskich strojach XV wieku. Podobnie uwydatnieni są na tych skrzydłach: św. Jerzy walczący ze smokiem, św. Hubert polujący na jelenia i św. Sekundus konno wiozący
  Sakrament dla uwięzionych przez Rzymian chrześcijan. A wszystko suto pozłocone i żywemi kolorami powleczone. Data w ołtarzu 1467 jest dowodem czasu jego wykonania.
  W kącie południowym stoi drugi tryptyk pod tytułem Matki Boskiej Bolesnej, lecz w nim ani roku ani imienia mistrza nie znaleziono. W szafie środkowej widać dwa oddzielne posągi z drzewa wyrzeźbione: Matki Boskiej Bolesnej z lewej, a Chrystusa Ecce homo z prawej strony. Skrzydła są też podzielone na dwa pola i zawierają 4 obrazy od wewnątrz i 4 od zewnątrz, z scenami z życia Pana Jezusa. Postacie wszystkie uważane są za niezmiernie cenny materyał do historyi ubiorów w Polsce. Na górnem polu od wewnątrz przedstawione jest Ofiarowanie Dzieciątka Jezus, na dolnem Chrystus dwunastoletni między uczonymi. Na prawem skrzydle od wewnątrz w górze wymalowane jest Ukrzyżowanie Jezusa, a u dołu Zdjęcie z krzyża.
Od zewnątrz u góry na jednem skrzydle widać Zwiastowanie Panny Maryi, u dołu Obrzezanie Jezusa. Na drugiem skrzydle od góry jest Boże Narodzenie, a od dołu hołd Trzech Króli w Betleem. Nie brak nigdzie herbów: orła, Pogoni i belki Habsburskiej, przypominających fundatorów kaplicy i ołtarzy w niej stojących. Na zwornikach też same godła są uwydatnione.
Przy zwiedzaniu katedry należy zwrócić uwagę na barwy w godłach Polski używanych, aby się każdy przekonał, że Pogoń Litewska zawsze jest wyobrażoną na tle czerwonem.
  Sklepienie i ściany pomalowane są przez mistrzów z Rusi żywemi barwami i przedstawiają wedle rytuału greckiego grupy aniołów, świętych i sceny z żywota Chrystusa. W kilku miejscach dochowały się napisy ruskie. Na ścianie wisiały tu wizerunki w całych postaciach, na deskach pomalowane, króla Kazimirza Jagiellończyka, królowej Elżbiety i królewicza Kazimirza, lecz zaginęły. Król Kazimirz spoczywa po pod sarkofagiem, a królowa pod głazem. W miejscu, które teraz zajmuje pomnik Sołtyka, stały ławki królewskie. Krata oddziela kaplicę od nawy bocznej.
Przed kaplicą św. Krzyża w posadzce płyta gładka miedziana kryje wejście do krypty św. Leonarda, gdzie są groby królewskie.
  Najbliższa kaplica w szeregu od południowej strony znaną jest dziś pod imieniem Potockich, którzy ją zniszczoną przebudowali i pod nią sobie grób przysposobili. Ufundowaną pierwotnie przez Zawiszę z Kurozwęk, biskupa krak. (+1382), przerobił Filip Padniewski, biskup krak. (+ 1572) wedle planu polskiego budowniczego, Jana Michałowicza z Urzędowa w stylu odrodzenia. Padniewskiemu, który tu spoczywa, postawiono grobowiec piękny, renesansowy. W latach 1832 do 1840 wedle planu wiedeńskiego architekty, Piotra Nobile, kosztownie odnowiona, ma kaplica ta ściany wyłożone marmurem i ołtarz bronzowy złocony, ze znakomitym obrazem Chrystusa Ukrzyżowanego, namalowanym przez włoskiego mistrza Guercina da Cento (+1666). Zdobią tę kaplicę dzieło sławnego rzeźbiarza w świecie, Torwaldsena, Duńczyka, t. j. Jezus Pocieszyciel z marmuru białego, oraz biusty marmurowe w popiersiach Artura hr. Potockiego i matki jego Julii z książąt Lubomirskich, wykute przez Teneraniego. Obok w ścianie tkwi wspaniała płyta bronzowa, przedstawiająca Piotra Kmitę, jvojewodę krakowskiego, +1505.
Po rycersku wyobrażony z długiemi włosami na głowie, trzyma w prawej ręce kopię, hełm leży u nóg, lewa ręka spoczywa na mieczu. Dzieło to znakomite w stylu gotyckim na przełomie do renesansu. Autor niewiadomy.
   Tu między dwoma filarami mieściła się dawniej kaplica Kmitów, ogrodzona kratą żelazną. Pod drugim od drzwi filarem stał ołtarz św. Antoniego, ufundowany w r. 1376 przez Jaśka Kmitę, starostę krakowskiego, który zginął tegoż roku od strzały Węgrzyna w czasie rozruchu powstałego za królowej Elżbiety w Krakowie. Pochowano go tu pod pawimentem i nakryto płytą bronzową, która do końca XVII wieku się znajdowała. Pomnik Piotra Kmity spiżowy, w ścianie teraz naprzeciwko umieszczony, tkwił we filarze po lewej stronie ołtarza św. Antoniego, zaś na pierwszym filarze trzymał straż z kopią w ręku drugi Piotr Kmita, który z utrąconem ramieniem prawem stoi pod chórem. Spoczywają oni wszyscy tu pod posadzką, tylko brak płyty nagrobnej Jaśka Kmity, ołtarza jego, i potomków pomniki wędrują po katedrze.
  Toż samo powtórzyło się obok, bo pod trzecim filarem ufundowała królowa Jadwiga ołtarz św. Krzysztofa w r. 1393, a przed nim obrał sobie miejsce na grób Władysław Jagiełło w r. 1421. Za życia polecił sobie go z marmuru wykonać i spoczął pod nim po śmierci. Następcy ozdobili ten zakątek wielkim obrazem, który przedstawiał nawrócenie Litwy przez Jagiełłę i fundacyą Akademii przez Jadwigę.
  Monument króla przedstawia go wiernie w całej postaci z berłem w prawej ręce, a jabłkiem w lewej i mieczem, a naokoło tumby są figury z herbami ziem. Baldachim spoczywa na 8 słupach, z których cztery po rogach są sześciograniaste, a cztery w środkach okrągłe z czerwonego marmuru wykute. W podstawach łączą się bezpośrednio kolumny z grobowcem, a więc należą do jego tumby w stylu gotyckim. Pod samemi nagłówkami tkwią sztaby żelazne, obiegające w tej wysokości naokoło sarkofag, które są dla niego spójnią. Kapitele zaś i na nich oparty
baldachim z białego kamienia przedstawiają stylowo całkiem odmienną całość renesansową. Z napisu na nim dawniej istniejącego mamy informacyę, że tę część sprawił w r. 1525 król Zygmunt I przy restauracyi grobowca.
  Co było powodem ufundowania nowego baldachimu w XVI wieku, nie wiadomo, a że być musiał pierwotnie inny, świadczą filarki od dawniejszego nakrycia. Grobowiec był wykonany nie do ściany, bo ma wszystkie boki ozdobione rzeźbami. Oryginalnie się przedstawiają na nim przy podstawie pomnika psy goniące sokołów. Ze stanowiska sztuki jest to dzieło znakomitego mistrza w rzeźbiarstwie; rysunek w całości wyborny, modelowanie zdradza niepospolitego na owe czasy artystę, chociaż jeszcze doskonałości Wita Stwosza nie dosięga.
  Grobowiec ten wraz z całem otoczeniem kratą odgrodzonym przeniesiono w r. 1753 do kaplicy św. Krzyża, w miejscu wyżej opisanem, ołtarz pierwotny wyrzucono i obraz ów niesłychanie ciekawy zatracono. Takie społeczeństwo żyło w XVIII wieku!
  Ponieważ Akademia krakowska starała się ciągle o kanonizacyę Jana z Kęt, więc do aktów potrzebną jej była kopia owego obrazu z nad grobu Władysława Jagiełły, gdyż na nim wyobrażony był ów patryarcha wszechnicy z nimbem koło głowy, jako błogosławiony. Z owej kopii zrobiono drzeworyt koło r. 1628 i z tegoż jedna odbitka odkryta w bibliotece Jagiellońskiej (obraz ten namalowany na desce długiej przeszło 2 metry, a szerokiej 1 1/2 metra, wisiał gdzieś na ścianie po usunięciu go z ołtarza i spadłszy r. 1769 potłukł się na części, które zapewne poszły na opał) daje nam wyobrażenie o owym obrazie. Na załączonej tu podobiźnie widzimy po lewej stronie króla Władysława Jagiełłę, trzymającego prawą ręką strzaskane sztandary krzyżackie, a lewą podtrzymującego uniwersytet, z prawej zaś strony królowa Jadwiga podpiera prawicą budynek akademicki. Na przodzie biskup chrzci Litwinów. W środku św. Jan z Kęt modli się przed obrazem Chrystusa, który był jego własnością. Jedyny to prawdziwy wizerunek tego świętego profesora, odróżniający się zupełnie od wszystkich później skomponowanych portretów. W gmachu uniwersyteckim przedstawioną jest sala wykładowa z profesorem na katedrze, a słuchaczami w ławkach wiernie, jak bywało w owych czasach. Każdy obeznany z przeszłością musi podziwiać zachowaną w tym obrazie prawdę, chociaż tylko z reprodukcyi przychodzi nam go oglądać.

Jest to zabytek z końca XV wieku, a znaczenie jego napawa żalem, że nawet kopia olejna tego malowidła w kościele św. Franciszka przechowywana zginęła. W tym zakątku katedralnego kościoła natrafia się ciągle na wspomnienia zagubionych pamiątek z ubiegłych czasów, i następna kaplica Szafrańców, pod wezwaniem Bożego Ciała albo św. Szczepana tkwi w murach wieży Wikaryjskiej, która do wysokości piętra jest z dzikiego kamienia zmurowana i pochodzi z czasów Bolesława Krzywoustego.
  Kaplica ta, ufundowana przez Szafrańców w r. 1420, znajdowała się ponad kapitularzem katedry romańskiej, który z powodu ciasnoty przeniesiony do sklepu w wieży zegarowej, gdzie dziś kaplica Czartoryskich, posłużył za grób dla tej rodziny herbu Stary koń, widniejącego jeszcze w oknie na witrażu. Ostatni z rodu Szafrańców koło r. 1523 przekazał patronat na rzecz Akademii i odtąd profesorowie tejże się tu chowali pod posadzką, zasypawszy cały kapitularz ziemią. Tak też spoczął tu słynny medyk i historyk Maciej Miechowita, kan. krak., +1523, Jakub Najmanowicz, znakomity rektor Akademii i inni, których nagrobki widać po ścianach, kiedy jednak pod kaplicami prawie wszystkiemi pobudowano sklepy na przechowanie zmarłych w trumnach, wtedy i akademicy postanowili r. 1655 kryptę sobie sporządzić. Odkopano więc cały nasyp aż do podłogi kapitularza i zasklepiono, a trumny nieboszczyków i kości wszelkie luźne napowrót do tego próżnego podziemia wsypano. Zwie się też ta kaplica akademicką. W marmurowym ołtarzu jest obraz św. Jana Kantego. Wewnątrz kaplicy oprócz sklepienia, okna i śladów dawnego łuku w stylu gotyckim, od strony nawy, dochował się w kącie północno- zachodnim na wysokości więcej niż 2 mtr. zacheuszek, t. j. krzyż kolorowy równoramienny, jako pamiątka konsekracyi kościoła w r. 1364. Tu także mieści się chrzcielnica, na użytek parafian zamkowych.
  Przy ścianie między kaplicą Szafrańców a Wazów widać od r. 1876 przeniesiony tu z nawy północnej śliczny nagrobek w stylu odrodzenia, Piotra Boratyńskiego, kasztelana Bełzkiego, f 1558, słynnego posła w swoim czasie z wymowy.
  Następuje teraz ciemna i ponura swoim wyglądem ciężkim odznaczająca się kaplica, której zbudowanie pozbawiło nas najstarszych pamiątek w krakowskiej katedrze. Jest to kaplica królewskiej rodziny Wazów.
  Tu to był środek pierwotnego kościoła katedralnego, wystawionego w r. 1000 przez Bolesława W. lecz na poziomie obecnego grobu, gdyż wzniesienie posadzki w kaplicy dzisiejszej jest o 3,24 mtr. wyższe od pawimentu katedry romańskiej.
  W tej części Bolesławowskiej katedry, która tworzyła chór czyli prezbiteryum murowane, chowano biskupów krakowskich i wśród nich zwłoki Stanisława Szczepanowskiego złożono pod pawimentem w ziemi po przeniesieniu ich r. 1089 ze Skałki. Spoczywał on tu przeszło cały wiek w zapomnieniu, skoro biskup Giedko wyraził się, iż prosi papieża dlatego o podarowanie relikwij dla katedry krakowskiej, »albowiem mój kościół i dyecezya nie mają żadnego świętego, który byłby tego kraju patronem i opiekunem«. Dopiero biskup Wincenty Kadłubek podniósł myśl kanonizacyi Stanisława i sprawił mu ze złotej blachy nagrobek z napisem błogosławionego.
Skoro w r. 1253 Stolica Apostolska uznała Stanisława świętym za staraniem najgorliwszem biskupa Prandoty, wtedy wyjęto jego kości z ziemi, obmyto winem i złożono na ołtarzu św. Floryana w środku katedry romańskiej, gdzie i dziś się znajdują. Chór pierwotnej katedry tymczasem zamienionym został na kaplicę św. Piotra i Pawła i w niej na środku pochowano biskupa Prandotę.
  Na pamiątkę zaś, iż tu leżały kości św. Stanisława przez 164 lat, wystawiano ludowi rękę tegoż oprawną w srebro przez okienko, które przy obecnej restauracyi odkryte uwidoczniono.
Gdy posadzka w kaplicy św. Piotra i Pawła w r. 1454 potrzebowała naprawy, odnaleziono przytem zwłoki Prandoty, a że dotychczasowy tegoż nagrobek wydał się kardynałowi Zbigniewowi Oleśnickiemu zanadto prostym, sprawił mu wspanialszy sarkofag z kamienia i bronzu. Co wszystko się dochowało do początku XVII wieku.
  W latach 1630—1640 archidyakon krakowski, Kretkowski, poczynił starania o kanonizacyę Prandoty, przyczem podniósł kości tegoż uroczyście i przełożył do nowej cynowej trumienki, którą ustawił pod połuścianą kaplicy. Skoro jednak Wazowie postanowili sobie zbudować kaplicę na groby i w tym celu zaczęto burzyć starą kaplicę św. Piotra i Pawła, wtedy trumienkę z kośćmi Prandoty przeniesiono do zakrystyi i tam zostawały one do r. 1680. Tymczasem w r. 1663 wyprowadzono grobowiec Prandoty na dwór, a kopiąc fundamenta pod nową kaplicę, wyrzucono kości najpierwszych biskupów krakowskich. Po ukończeniu kaplicy Wazów, w grubości muru uad wejściem schowano kości Prandoty z krótkim napisem na kamieniu.
W stylu barokowym z kopułą, bez żadnych pomników figuralnych zapełniają kaplicę z czarnego marmuru tablice z obszernemi napisami, odnoszącemi się do wszystkich członków rodziny Wazów spoczywających tu w podziemiach katedralnych.
  Ciężkie drzwi bronzowe odlane w Gdańsku przez Michała Weinholda r. 1673 sprawił do tej kaplicy biskup Andrzej Trzebicki. Wyobrażone są w nich szkielety, jako symbole śmierci, a u góry na tarczy herby Polski i Szwecyi. Tytuł też jej zmieniono na cześć Niepokalanego Poczęcia P. Maryi. Jeden tylko mieści się w niej ołtarz, gdy przedtem stały trzy szafiaste, złocone, z malowaniami na drzewie, które zaginęły z starożytnemi nagrobkami, jako też płytą Krzysztofa Szydło wieckiego, kasztelana krakowskiego, umieszczoną w pawimencie.
  Tu przerywa szereg kaplic nawa poprzeczna, z portalem południowym marmurowym, z herbami na nim, Korabiem i Korczakiem, sprawił go kan. Serebrzyński. Na drzwiach dochowała się część okucia z monogramami Kazimirza W. Przy obecnej restauracyi odkryto ślady kruchty z tej strony kościoła.
  Następuje kaplica Zygmuntowska, pod tytułem Wniebowzięcia Panny Maryi, jedno z największych w Europie arcydzieł architektury w stylu odrodzenia. Ufundowanie jej przez Zygmunta I w miejscu pierwotnej kaplicy wystawionej w r. 1340 przez Kazimirza W. nastąpiło w latach od 1519 do 1530. Po śmierci pierwszej swej żony Barbary Zapolskiej w r. 1515 król Zygmunt obmyślił zbudowanie dla niej i dla siebie grobu sklepionego i w tym celu obrał kaplicę wymienioną Kazimirowską do użycia na wystawienie mauzoleum familijnego.
  Plan nakreślił sprowadzony z Florencyi budowniczy Bartłomiej Berecci, mistrz niepospolity, jak widzimy z jego dzieła. Dwa boki, wschodni i północny ze starej kaplicy przydały się we fundamentach dla nowej budowli, pod dwa drugie kopano grunt i okazał się od południa ze skały, od zachodu z litego piasku, dlatego wypadło tu, jak powiada współczesna kronika, "na 10 łokci głębokości" stawiać fundamenta. Przytem kaplica w kwadrat z kopułą potrzebowała większego miejsca, więc się z ścianami dwiema posunięto dalej. Po ukończeniu w r. 1530 poświęcił ją biskup Tomicki. Cała z ciosowego kamienia w trzech bokach ścian prostokątnych ma nyże, w których od wschodu mieści się ołtarz, od południa są stalle królewskie marmurowe, a w zachodniej zajęły miejsce sarkofagi z postaciami leżącymi obydwóch Zygmuntów, ojca i syna. Czwarty bok jest portalem od ambitu, zamknięty śliczną kratą bronzową z herbami Polski, Litwy i królowej Bony, z wężem Sforców, odlaną przez Serratiusa w r. 1528. Na tych czterech ścianach wznosi się najprzód ośmiokątny bęben z kolistemi oknami, a na nim kopuła z latarnią uwieńczoną koroną. Szczyt tworzy krzyż podtrzymywany przez anioła z bronzu, klęczącego na kuli. Kopuła jest pokryta łuską z miedzi grubo pozłacaną, której blask nadzwyczajnie ozdabia wygląd z tej strony katedry. Na środku ściany zewnętrznej od południa wyrzeźbiony jest pięknie orzeł Zygmuntowski z literą S przez piersi.

 Na kopule zaś z pośród kolistej powierzchni dachu sterczy misternie ze srebra wykuty orzeł, jaki tkwi także wewnątrz w plecach stalli poza nagrobkiem Anny Jagiellonki.


Na co zdobyć się mógł genialny architekt w epoce renesansu, to widzimy uwydatnione wewnątrz kaplicy Zygmuntowskiej. Trudno się silić na opis, raczej należy zwrócić uwagę każdego, co się tu znajdzie, aby nie pożałował czasu na obejrzenie wszystkiego, bo w tej kaplicy nie wiedzieć, co wprzód podziwiać, czy harmonię całości ze szczegółami, czy fantazyę artysty w użyciu ornamentu, figur i linij architektonicznych, czy ich rozmiary, stosunek do siebie, czy smak prawdziwego piękna i to w jednym tonie szarym urozmaiconym z czerwonego marmuru figurami. Styl odrodzenia ma w kaplicy tej na Wawelu najznakomitszego reprezentanta. Rzeźbę ornamentacyjną kul w kamieniu Jan de Cini ze Sienny.
  Posągi ojcu i bratu sprawiła Anna Jagiellonka, przyczem i sobie nagrobek za życia wykonać dała, których zapewne autorem jest rzeźbiarz z Florencyi, Santi Guci, skoro wiemy na pewne, iż tenże rzeźbił pomnik Stefana Batorego w kaplicy Cyboryum.
  Ołtarz w tej kaplicy jest też znamienitem dziełem renesansu. Wykonał go ze srebra Melhior Bayr, złotnik w Norymberdze, na zlecenie króla Zygmunta I w roku 1538. Szafiasty, z otwieralnemi skrzydłami, podzielony na trzy w wysokości pola, wewnątrz mieści w płaskorzeźbach ze srebra sceny z Nowego Testamentu. Zamknięty przedstawia sceny z męki Jezusa namalowane przez artystę ze szkoły niemieckiej. Tylko podłużny obraz w podstawie ołtarza umieszczony uwidoczniający wjazd Chrystusa do Jerozolimy jest włoskiego mistrza dziełem z XV wieku. Wewnątrz ołtarza znajdują się medaliony króla Zygmunta X i Augusta, oraz orły polskie z przeplecioną literą S, wykute bardzo misternie. Nad kratą od strony kościoła stały trzy portrety różnego pędzla. Króla Zygmunta Starego wizerunek i Bony w późnym wieku są utworami podrzędnego malarza, lecz Anny Jagiellonki w stroju koronacyjnym zdradza dobrego artystę, może tego co malował Stefana Batorego. Takie obrazy wedle brzmienia wizyt biskupich znajdowały się w kaplicy Mansyonarskiej, zkąd zapewne pochodzi portret ten królowej Anny, jak i króla Stefana przechowywany obecnie w domu ks. Misyonarzy na Stradomiu.
  Naprzeciw kaplicy Zygmuntowskiej za plecami stalli kanoniczych między filarami leży Andrzej Tęczyński, wojewoda krakowski, +1366, któremu jako nagrobek ufundował tu ołtarz św. Andrzeja w roku 1379 syn jego kanonik krakowski, z którego tylko pozostało miejsce.
Następna kaplica nosi nazwę Konarskiego, biskupa, który ma tu pod oknem nagrobek z czerwonego marmuru w całej postaci, +1525. Był tu jego portret i w pawimencie płyta bronzowa zwłoki przykrywająca, lecz razem z innemi zabytkami się zatraciła. W ołtarzu czarnym marmurowym jest obraz św. Joachima przez Rafała Hadziewicza, artysty nowoczesnego, wykonany. Pierwotnie fundował tę kaplicę w r. 1351 Bodzanta. biskup krak., pod wezwaniem Poczęcia P. Maryi, lecz gdy ją odnowił w r. 1522 biskup Konarski i na grób dla siebie przeznaczył, zmienił się jej wygląd. Ołtarz pierwotny szafiasty ze skrzydłami, w którego środku było przedstawione Usnięcie N. Panny Maryi, a po bokach Chrzest Chrystusa i inni święci, ustąpić musiał nowemu w stylu odrodzenia, lecz i ten się niedochował, skoro w całej katedrze marmurowe portale i ołtarze stawiano.
  Całą ścianę od zachodu zajmuje tu pomnik biskupa Feliksa Szaniawskiego,  +1732 z marmuru czarnego w stylu rokoko, z figurami gipsowemi i wizerunkiem jego w popiersiu. On to, aby się wyżywić w studenckich latach chodził z garnuszkiem po klasztorach krakowskich.
  Tu w ścianie południowej ambitu w górze widać nagrobek z portretem w owalu namalowanym Karola Skórkowskiego, ostatniego biskupa krakowskiego w dyecezyi pod rządem moskiewskim. Zmarł on wygnaniu w Opawie r. 1851.
  Niżej obok stoi nagrobek pierwszego biskupa krakowskiego w dyecezyi ograniczonej do miasta i tegoż okręgu, Albina Dunajewskiego, który otrzymał tytuł książąt dla biskupów krakowskich i został kardynałem. Umarł r. 1894 pochowany w grobie pod kaplicą św. Stanisława. Pomnik ten z marmuru czerwonego ma kształt szpetnego kominka, na którym postawiono biust kardynała z marmuru białego wykuty za życia przez Mieczysława Zawiejskiego, krakowskiego artystę, zamieszkałego we Florencyi.
  Siódma w południowym boku katedry kaplica, pod wezwaniem św. Jana Chrzciciela, założona w XIV wieku, podobno równocześnie z poprzednią za rządów w dyecezyi biskupa Bodzanty. Zowią też kaplicą Kościeleckich, odkąd Andrzej Kościelecki, kasztelan wojnicki i podskarbi wielki koronny odnowił ją i w niej spoczął w r. 1515. Wsławił się tenże wraz z Betmanem rajcą krakowskim uratowaniem kopalń wielickich w czasie pożaru r. 1510, dokąd się obaj wśród wybuchających ze szybu dymów spuścili z narażeniem życia. Stał w kaplicy tej ołtarz szafiasty ze skrzydłami, nagrobki pokrywały ściany i w pawimencie tkwiły płyty spiżowe, o czem wiadomo z dawnych wizyt biskupów, lecz po roku 1642 kanonik katrd. Aleksander Brzeski, egzekutor testamentu biskupa Zadzika, dla urządzenia temuż grobu, wszystko dawne usunął. Wtedy tryptyk złocisty drewniany i wszelakie nagrobki z niej potracono. Z kaplicy starożytnej zrobiła się całkiem nowa w stylu barokowym, z kopułą, z szerokim oknem, z marmurowym ołtarzem i takąż posadzką, a w niej nagrobek stanął dla biskupa Zadzika, który wielkie sumy na dobroczynne cele przeznaczył. Olbrzymi napis tu zamieszczony zawiera treściwie Określony jego czynny żywot. W tej kaplicy ubierano przed koronacyą króla w strój właściwy, nim go przed wielki ołtarz przywiedziono.
  W r. 1836 umieszczono w ołtarzu tej kaplicy obraz św. Jana Chrzciciela, przez profesora Kor. Statlera w Krakowie namalowany, który stał się powodem różnych sporów, gdyż artysta postaciom nadał podobieństwo do osób wybitnych owocześnie.Głowa św. Jana przedstawia Mickiewicza.
  Dalsza kaplica pod tytułem Bożego Ciała znaną jest powszechnie pod imieniem króla Olbrachta, bo tu on spoczywa i ma wspaniały a bardzo osobliwy sarkofag najdawniejszy w stylu odrodzenia. Powstała ona w dziwny sposób, przez odcięcie jednej części starej kaplicy św. Jana Ewangelisty. Uczyniono to z polecenia królowej Elżbiety w r. 1501, a chociaż pomnik dla ulubionego syna matka sprawiła w nowym stylu, to jednak sklepienie zrobiono gotyckie i ołtarz szafiasty, który w XVIII wieku wyrzucony, powrócił za naszych czasów do katedry z rozerwanych części w całość sformowany i stoi w kaplicy książąt Czartoryskich, o czem mowa jest niżej. Patronat nad tą kaplicą oddała królowa radcom miasta Krakowa, aby czuwali nad jej fundacyą i oni też spełniali ten obowiązek przez delegatów, co się w aktach napotyka.
  W ołtarzu obraz św. Andrzeja malował Salwator Monosilio, artystą z Messyny koło r. 1740. Sprawił go biskup Andrzej Załuski. Pod oknem tkwi w ścianie z czerwonego marmuru w całej postaci pomnik biskupa krak. Jana Choińskiego, + 1538, znakomitego kanclerza za Zygmunta I, przeniesiony z filaru poza wielkim ołtarzem.
  Grobowiec króla Olbrachta należy do nader ciekawych zabytków przeszłości, bo w nim uosabia się przełom już stanowczy ze stylu gotyckiego w renesans. Figura króla leżąca prosto z berłem w prawej a jabłkiem w lewej ręce, posiada jeszcze tak w całości, jak w szczegółach charakter nagrobka gotyckiego, lecz już nachyleniem płyty frontem ku dołowi zdradza wpływ renesansu.
Umieszczenie zaś tumby w nyży łukiem okrągłym górą zamkniętej wraz z pilastrami należy w zupełności do stylu odrodzenia. Z tego wnosićby należało, że innego mistrza dziełem jest posąg króla Olbrachta, a innego portyk nad nim później wzniesiony.
  Sarkofag ten służy za dowód pojawienia się w Polsce renesansu znacznie wcześniej od przybycia królowej Bony do Krakowa.
  Naprzeciw kaplicy Olbrachtowej stoi grobowiec Kazimirza Wielkiego, owego wiekopomnej sławy króla, któremu naród polski zawdzięcza podwaliny swojej cywilizacyi. Z czerwonego marmuru wykuty przez niewiadomego artystę, jest pod tym względem zagadką, bo takiego mistrza w XIV wieku środkowa Europa nie posiadała. Biegli w archeologii przyznali, że w całych Niemczech niema pomnika z tej epoki takiego pod względem układu i wykonania, któryby się mógł równać z Kazimirowskim na Wawelu. Jest to tedy klejnot niepospolity, którym się szczycić powinniśmy, tembardziej, gdy nam przedstawia wielką postać w naszych dziejach.   Wyobrażonym jest Kazimirz stojąco w położeniu poziomem, w ubiorze królewskim ale nie koronacyjnym. W tunice do połowy goleni, objęty pasem rycerskim, poniżej bioder ma u prawej nogi tylczyk, t. j. puginał. Na ramionach spięty klamrami płaszcz spada do nóg. Na głowie tkwi korona otwarta, z kwiatonów dwojakich się składająca bez kabłąku. W prawej ręce trzyma jabłko z krzyżykiem, w lewej berło graniaste górą utrącone. Na nogach obcisłe trykoty, stopy w ciżmach kończystych ozdobnych. Miecza nie ma żadnego.
  Na twarzy rysy regularne z wąsami i brodą kręconą długą, z głowy spadają włosy w lokach na
ramiona, typ znać rasy słowiańskiej i ma przedstawiać wiernie króla, jakim był w naturze, jak twierdzi Długosz, o czem wie od ludzi, którzy go znali.
  Pod nogami ma lwa. Tumbę ozdabiają z trzech stron arkady na kolumnach, a pod niemi siedzą w całych figurach sami dygnitarze państwa, sądząc z ich strojów. Jest ich 8, każda postać odmienna tak co do ubioru, jak i co do fizyonomii, zupełnie zgodne z czasami Kazimirza W.
Po nad osobą króla wznosi się baldachim z białego kamienia wykuty, wsparty na marmurowych okrągłych słupkach z misternie wyrzeźbionemi kapitelami, przez które przechodzą sztaby żelazne do filarów kościelnych wpuszczone. Są one główną podporą baldachimu. Szczyt po nad gzymsem górnym zdobią iglice na osi kolumienek i kwiatony.
  Czwarta ściana tumby jest ślepa, w mur wpuszczona, ale za materyał użyto nań płyty nagrobkowej Franciszka, kustosza kollegiaty św. Michała na Wawelu z roku koło 1330.
Zwłoki Kazimirza W. odkryte przy restauracyi grobowca w r. 1869 wbrew oczekiwaniom znaleziono w tumbie, a nie pod pawimentem. Opis ich mieści się w rozdziale o grobach królewskich.
  Koło grobowca Kazimirza W. na narożniku w ścianie umieszczono teraz płytę bronzową mającą
w płaskorzeźbie wyobrażać kardynała Zbigniewa Oleśnickiego, wykonana przez prof. Zumbuscha w Wiedniu. Ponieważ nie ma ona żadnego związku z tą wielką postacią historyczną w pierwszej połowie XV wieku, nie przedstawia bowiem ani podobizny jego, ani ubioru, przeto zamieszczoną mają czytelnicy tu kopią oryginalnego rysunku w kodeksie dochowanym w archiwum kapituły krak. Takby powinna wyglądać płyta spiżowa dla Zbigniewa Oleśnickiego w katedrze krakowskiej, jaką odtworzył ktoś za jego życia na pergaminie. Można nawet uważać ten rysunek za pomysł do nagrobku Zbigniewa Oleśnickiego, w tej epoce bowiem spotykamy się wszędzie na płytach nagrobnych i tablicach erekcyjnych kamiennych z podobnym układem figur i treścią rzeźby. Z reprodukcyi tej nabrać możua wyobrażenia prawdziwego o portrecie kardynała, spoczywającego w katedrze pod posadzką na środku prezbiteryum.
  Narożna kaplica zbudowana przez Jana Grota, biskupa krak. w r. 1344 pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty uległa przez ciąg wieków zupełnemu przeobrażeniu, że z niej część tylko murów we fundamentach pozostała, nawet kościom tu złożonym nie dano spokoju. Gdzie dziś jest wejście do kaplicy była ściana, a pod nią leżał biskup Grot słynny ze świątobliwości i za błogosławionego uważany. Znajdowały się w niej trzy ołtarze, jedne drzwi wychodziły na pomnik Kazimirza, a drugie wiodły z dziedzińca zamkowego, którędy rodzina królewska miała prosty przystęp do kościoła. Bezpośrednie połączenie pałacu królewskiego z kaplicą Batorego nastąpiło dopiero w wieku XVII. W roku 1501 ucięto połowę kaplicy Grota, o czem wyżej jest mowa, na grób dla króla Olbrachta, pozostałą część trzeba było przerobić bo nie miała wyjścia. Wtedy Sylwester Ożarowski, podkomorzy koronny z tego samego rodu Rawitów, co pochodził biskup Grot, w r. 1522 przeniósł kości jego pod ścianę południową, w północnej wybił drzwi do ambitu i pod posadzką urządził grób dla siebie i swej rodziny, a napotkane tam kości kanoników i prałatów zebrał razem i wsypał do zagłębienia przy progu, w którem spoczywało dotąd ciało biskupa.
  Po dwóch wiekach zdezelowaną kaplicę tę wyrestarował przed r. 1758 biskup Andrzej Załuski, czyli przeistoczył z gruntu w stylu rokoko. Do murów gotyckich przystawił pilastry klasyczne, absydę przerobił na nyże i w niej postawił ołtarz św. Młodzianków z innej kaplicy przeniesiony, na murach czworokąta umieścił kopułę, nagrobek Grota obłożył nowemi marmurami, tablice z napisami Ożarowskiego wyrzucił, groby Rawitów skopał doszczętnie, a w ich miejscu wymurował sklep grobowy dla siebie.
  Figurę Jana Grota nad tegoż grobowcem sprawił w r. 1767 Franciszek Dębiński, kan. krak. Nad portalem od strony ambitu wysoko jest umieszczona w całej postaci statua biskupa Załuskiego. W ścianie zachodniej kaplicy dobudowanej w XVI wieku widać piękny w stylu odrodzenia nagrobek Walentego Dębińskiego, kasztelana krak., który jako należący do rodu Rawitów tu po r. 1584 spoczął.
  W podziemiu tej kaplicy leży wdzięcznej pamięci sławny mówca Paweł Woronicz, biskup, wprzód krakowski, potem arcybiskup warszawski, zmarły za granicą w r. 1829.
  Nawę niby osobną tworzy ambit poza wielkim ołtarzem, z której przy podwyższaniu ścian wyniesiono wszystko z dawnej przeszłości. W miejsce starych ołtarzy złączonych z fundatorami, stanęły na jeden model wyrobione nowe pod innemi wezwaniami. Na ścianach zmurowanych między filarami w tyle wielkiego ołtarza sprawiła kapituła krakowska w XVIII wieku, pomniki dwom naraz królom z czarnego marmuru, a gipsowemi rzeźbami: Michałowi Wlśniowieckiemu i Janowi III Sobieskiemu. W popiersiach widnieją głowy królów i ich małżonek, a postacie pognębionych Turków uprzytomniają zwycięstwa nad nimi odniesione przez Sobieskiego jako hetmana i jako króla. Napis umieszczony jest na pomniku Jana III. Na medaliony z popiersiami użyto alabastru z pomnika jakiegoś z Odrowążów z XV wieku, gdyż z odwrotnej strony pozostały fragmenty figury, herbu i napisu, z którego wnosić można o epoce nagrobka.
  Szereg kaplic od wschodu rozpoczyna pierwsza pod wezwaniem św. Tomasza Kantuaryjskiego. Założyciela imię niewiadome; istniała w r. 1391 bo jest wspomnianą przy opisie ołtarza św. Anny ufundowanego wtedy obok niej przez królowę Jadwigę.
  Dopiero w XVI wieku, gdy biskup Tomicki, za przykładem króla Zygmunta I, zapragnął mieć grób dla siebie obszerny w katedrze, polecił temuż samemu słynnemu mistrzowi włoskiemu, Bartłomiejowi Berecciemu, co Zygmuntowską stawiał kaplicę i tę św. Tomasza dla siebie przebudować W r. 1530 była gotową wraz z sarkofagiem, że dopiero w pięć lat później gdy umarł, tu go złożono.
  Grobowiec Tomickiego jest nader piękny, w stylu odrodzenia, odpowiedni do godności biskupa, jednego z najznakomitszych krakowskich pasterzy. Jest przy tej kaplicy od południa zakrystya nad drzwiami, w której tkwi nagrobek z portretem ks. Karola Teligi, dziekana kap. krak. i prof. Uniw. Jag. +1884. Tu spoczywa kanonik Stanisław Borek, + 1556, do dziś dnia wdzięcznie wspominany za legat dla biednych studentów, z którego kapituła corocznie wypłaca wsparcia, znane pod imieniem Borkarnego. Tu właściwie wewnątrz lub zewnątrz kaplicy w ambicie, powinna tkwić w murze płyta spiżowa z wyobrażeniem tegoż dobroczyńcy.
  Dzisiejszy ołtarz z marmuru czarnego z obrazem Trzech Króli sprawił w r. 1591 Jan Piotrowski, kan. krak. Była tu pierwotnie wspaniała bronzowa krata z figurami Matki Boskiej, św. Wacława i św. Floryana, lecz ją Szwedzi w r. 1702 wyłamali i zabrali, a w jej miejsce przeniesiono tu kratę ciężką mosiężną z herbem Ciołek z kaplicy Maciejowskiego.
  Przychodzimy teraz do bardzo znamienitej kaplicy, raczej kościółka z korpusem i prezbiteryum zasklepionego tak oryginalnie, jak i chór nad wielkim ołtarzem w stylu gotyckim. Znaną ona jest pod różnemi tytułami, najprzód Narodzenia Panny Maryi, to Mansyonarskiej, od przeniesionych tu koło r. 1390 z innej kaplicy ze śpiewem mansyonarzy, to Cyboryalnej, od czasu przeniesienia tu Sakramentu z wielkiego ołtarza koło r. 1550, lub Batorego, odkąd króla tego Anna Jagiellonka tu pochowała.
  Gdy budowę nowej katedry w r. 1320 rozpoczął biskup Nankier, to wystawił najprzód jednę kaplicę od wschodu św. Małgorzaty, którą wkrótce zamieniono na zakrystyę i drugą tę Panny Maryi. Konsekrował ją biskup Jan Grot w r. 1331. Przeniesiono tu starożytnej fundacyi ołtarz św. Gerwazego i Protazego z kościoła dawniejszego romańskiego. Istniały w niej cztery ołtarze, z których środkowy przy ścianie wschodniej między oknami nazywał się wielkim, z wizerunkiem Narodzenia P. Maryi przeniesiony ze starego kościoła. Z prawej strony pod ścianą południową w chórze bliżej środka stał ołtarz św. Maryi Magdaleny i Maryi Egipcyanki, a dalej w rogu św. Elżbiety, sprawiony przez Jana Granówskiego w r. 1426 dla pamięci Elżbiety Pileckiej, wdowy po Granowskim, co była żoną trzecią króla Władysława Jagiełły, przedzielał je grobowiec biskupa Jana Radlicy, +1392. Po lewej stronie przy północnej ścianie mieścił się wspomniany wyżej ołtarz św. Gerwazego i Protazego, a obok niego był grób Elżbiety Jagiełłowej małżonki, +1420.
Po śmierci Stefana Batorego żona jego Anna postanowiwszy w tej kaplicy pochować męża, usunęła najprzód ołtarz św. Gerwazego i Protazego i grobowiec Elżbiety królowej. Przy ścianie umieszczono wspaniały pomnik Batorego, który wykonał Santi Gucci, artysta florencki, pod posadzką złożono bogatą trumnę metalową ze zwłokami króla. Królowej Elżbiety kości oglądano wtedy przy przenoszeniu do dalszego grobu i podziwiano, jak pisze Kromer urodne kształty białogłowy. Skromna tablica w ścianę wmurowana zawiadamia o spoczynku w tem miejscu królewskiej małżonki.
  Wraz z monumentem postawiła tu Anna Jagiellonka śliczne z czerwonego marmuru stalle z orłem polskim przy ścianie między obojgiem drzwiami.
  W stylu odrodzenia pomnik Batorego, wśród dwóch kolumn, licznych tarcz herbowych przedstawia króla z pochyłej płyty marmurowej wystającego w pozycyi leżącej, z podniesioną głową do góry, w koronie, wspartego na łokciu prawej ręki dzierżącej berło, lewą trzyma jabłko. Ubranym jest Stefan cały w zbroję z zarzuconym i na piersiach spiętym płaszczem. Na twarzy widać wiernie oddane rysy nieśmiertelnej pamięci króla polskiego, zgodne z jego portretami za życia namalowanemi. Wedle zapisków w wizytacyach biskupich wisiały po dwóch stronach okien w kaplicy Mansyonarskiej obrazy wielkie króla Stefana Batorego i Anny królowej za życia namalowane. Z nich portret Anny dochował się nad kaplicą Zygmuntowską, zaś Stefana znajduje się u księży Misyonarzy na Stradomiu. Rzeźby figuralne i tarcze z białego kamienia tworzą miłą harmonię barw z marmurem w głównych częściach monumentu.
  Tu leży i ma nagrobek ks. kanonik krak. Wojciech Serebrzyński, który w katedrze krakowskiej pozostawił po sobie różne pamiątki. Dowodzą one, że rozporządzał znacznymi funduszami i te obracał na różne kościelne fundacye. Wśród robót dokonanych na Wawelu, położenie przez niego nowej posadzki w całym kościele r. 1633—1638, połączonem było z usunięciem wielu płyt spiżowych, tkwiących w pawimencie, a w kaplicy Mansyonarskiej jemu przypisały akta kapitulne jej przeobrażenie. Usunął on ołtarze gotyckie szafiaste, okna dał nowe barokowe, zbudował galeryę na piętrze, połączoną bezpośrednio z pałacem królewskim, ściany obłożył marmurem, przyczem zatraciły się nagrobki i tablice z napisami, i sprawił tabernakulum hebanowe, srebrem okute, oraz dwie kraty bronzowe do tej kaplicy. Dla dostawienia schodów na galeryę odcięto wtedy z obydwóch stron narożniki w korpusie kaplicy, przez co zmniejszyła się jej powierzchnia, a tylko sklepienie dawne gotyckie pozostało w całej rozciągłości.
  W ścianie od południa jest ze spiżu nagrobek w całej postaci Jana Zbąskiego, dziekana krak., +1541, i drugi podobny z marmuru bez napisu. Z dawniejszych opisów wnosić należy, że jest to nagrobek Bernarda Wapowskiego, kan. krak., sekretarza król., znanego historyka, +1535, który tu spoczywa. Tu też pochowany został fundator owych inowacyi w kaplicy, W. Serebrzyński, + 1649. Przy restaurowaniu w r. 1877, gdy przeniesiono z tej kaplicy trumnę z zwłokami Stefana Batorego do katakumb przy krypcie św. Leonarda, pomalowano sklepienie i sprawiono do trzech okien witraże św. Stefana, św. Anny i Matki Boskiej Częstochowskiej, które ją zaciemniły bardzo.
  Narożnej sąsiedniej kaplicy pod wezwaniem Św. Katarzyny nie znanym jest fundator. Ołtarz z tym tytułem związany istniał w romańskiej katedrze i tu został przeniesiony; tylko ze śladów w murach stwierdzono budowę jej gotycką i to wcześniejszą od Mansyonarskiej, w r. 1325 wedle zapiski u Długosza. Nowy ołtarz szafiasty św. Katarzyny sprawił biskup Piotr Wysz w r. 1397 dla Elżbiety, wdowy po Spytku z Melsztyna, kasztelanie krakowskim. Stał on pod ścianą od wschodu, miał obrazy na złocie malowane.
  W r. 1549 przy ścianie południowej wystawiła tu królowa Bona wspaniały nagrobek biskupowi Piotrowi Gamratowi. Wykonał go Jan Marya Padowano w stylu odrodzenia, a chociaż przedstawia niesympatyczną z dziejów naszych postać, to jednak jako dzieło sztuki stanowi ozdobę katedry krakowskiej.
  Kształtu kaplicy tej jednak Bona nie zmieniła, bo przebudował ją dopiero w r. 1659 w stylu barokowym kan. krak. Jerzy Grochowski. Podmurował ją, na nowo zasklepił, okrył ściany marmurem i stiukiem, okno dał inne, ołtarz sprawił nowy przy ścianie północnej i kratę spiżową od kościoła. Stąd zowie się też kaplicą Grochowskiego.
  W narożniku północnym obok zakrystyi tkwi w ołtarzu Chrystus Ukrzyżowany, czarną barwą powleczony, gazą zasłonięty, na srebrnej blasze umieszczony, a u stóp jego wisi strzemię wezyra Kara Mustafy, które tu ofiarował Jan Sobieski po zwycięstwie nad Turkami pod Wiedniem. Wedle tradycyi miał Zbawiciel z tego krzyża przemówić do królowej Jadwigi, tymczasem pierwotna fundacya tego ołtarza nastąpiła w kilka lat po jej śmierci. Sprawił go bowiem z wolą biskupa Wysza w r. 1404 Niemierza z Chorzelowa, kustosz kollegiaty św. Floryana, zatem krucyfiks ów, do którego się Jadwiga modliła, musiał się gdzieindziej znajdować, zapewne w wielkim ołtarzu, a przy sprawianiu nowego tu został przeniesionym. Wedle dawniejszych opisów miał Jezus Ukrzyżowany mieścić się w ołtarzu szafiastym, wewnątrz czarnym aksamitem wyłożonym z dwoma skrzydłami, na których od wnętrza wisiały srebrne wota, a od zewnątrz były cztery namalowane obrazy, przedstawiające na jednem skrzydle u góry św. Jadwigę Śląską, u dołu św. Kunegundę, na drugiem św. Brygidę u góry, a u dołu Jadwigę, królową polską z datą jej śmierci. Nad ołtarzem wznosił się paludament z bogatej materyi jedwabnej czerwonej, złotem przetykanej. Wieka tego krucyfiksu cudownego, obdarzonego przez Klemensa VIII przywilejem odpustu wielkiego, nie mógł nikt roztwierać, tylko księża podkustoszowie. Nie podobał się taki ołtarz ks. kan. Serebrzyńskiemu, bo sprawił dla tej samej postaci Ukrzyżowanego inny, lecz i ten się nie dochował. Obecny pochodzi z fundacyi kardynała Lipskiego (1733—1746). Po Serebrzyńskim pozostała blacha srebrna po pod krucyfiksem. Dziwna rzecz jednak, że jej Szwedzi nie wzięli. Skrzydła od tego dawniejszego ołtarza z obrazami wyżej opisanemi na nich przepadły w r. 1634.
  W narożniku przeciwległym zewnątrz prezbiteryum tkwi obecnie płyta bronzowa z wizerunkiem w całej figurze kanonika Stanisława Borka, przeniesiona tu od głównych drzwi w miejscu, gdzie dotąd był wmurowany wielki monument biskupa Trzebickiego i zasłaniał sarkofag Władysława Łokietka.
  Przychodzimy teraz do najstarszego pomnika w katedrze krakowskiej gotyckiej, wzniesionego w pierwszej połowie XIV wieku.
  Z białego kamienia wykuty przeszedł on różne koleje i nosi na sobie ślady wpływu przeszło 5 wieków. Zatracono nad tumbą jego wzniesiony baldachim, z którego przy obecnej restauracyi katedry znaleziono w murze kilka fragmentów filarów i wedle nich dorobiono resztę wokoło. Te odpowiadają charakterowi pomnika, lecz nakrycie całe chybia w zupełności owoczesnej sztuce.
Mistrz grobowca Władysława Łokietka jak na owe czasy, gdy król ten dzielny ułożył się do snu wiecznego, spisał się dobrze, bo dał nam jego obraz wierny. Twarz Łokietka taka typowa polska z charakterem jego zgodna, że nie można sobie go innego wyobrazić. Leży on w postawie stojącej na wsporniku w tunice długiej do kostek, odziany również długim płaszczem. W prawej ręce trzyma berło, ukruszone z obydwóch końców, w lewej jabłko. Z prawego boku wisi mu u pasa tylczyk, t. j. puginał, z lewej widać przytrzymywany ręką miecz krótki z utrąconemi jelcami. Pas najprostszy skórzany ściąga mu w biodrach obszerną suknię. Na głowie korona bez kabłąków kryje bujne włosy, a twarz zdobią wspaniałe wąsy. Rzeźba była polichromowana, co się teraz w zagłębieniach od tamtej strony pokazało. Barwa sukni była czerwona.
  Tumba ma naokoło framugi pod arkadkami, a w każdej po parze figur reprezentujących cały naród w żalu pogrążony po śmierci króla. Rzeźbiarz chciał tę myśl uwydatnić i dopiął celu, pomimo że nie umiał tak władać dłutem, jak autor grobowca Kazimirzowego. Po pięć arkadek widać w bokach podłużnych, po dwie na szerokość tumby, pod którymi stoi 28 figurek. Po ubiorze i sprzętach, jakie w rękach trzymają, znawca tej epoki zdoła odróżnić różne stany społeczeństwa w postaciach tych z kamienia przedstawionych. Przedewszystkiem wypada
tu podziwiać dramatyczność chwili, uwidocznioną nietylko w rysach twarzy ale i w ruchach rąk. Jeden z mężczyzn rwie sobie włosy na głowie, drugi rozdziera suknię na piersiach, inny trzyma się za głowę, kobiety płaczą, to się modlą, a duchowieństwo z powagą uczestniczy w ogólnym żalu. Jest tu biskup pontyfikalnie ubrany i kanonik jakiś i dyakon, poznać można po długości i jakości sukni mieszczan i chłopów, szlachtę po mieczach i dygnitarzy po znakach, z których sędzia trzyma w ręku laskę, z gałką na dół spuszczoną. Napisów nie ma żadnych. Zwłoki króla spoczywają pod grobowcem, co dało się stwierdzić przypadkowo przy reperacyi posadzki; mowa o tem w rozdziale o grobach królewskich.
  Najwięcej znać ząb czasu na rzeźbie postaci królewskiej, w której poodtrącano wszystkie sterczące kończyny, a zwłaszcza na sukniach widać jakby szorowanie twardemi szczotkami dla starcia farby. Był czas, że nie uznawano w pomniku Łokietka kamienia, lecz mieszaninę gliny z wapnem, co jednak po dokładnem zbadaniu materyału okazało się złudzeniem.
  O tyle jeszcze grobowiec Łokietka jest większą osobliwością, że przedstawia on prawie pierwszy w Polsce sarkofag w kształcie tumby. Dotychczas bowiem innych nagrobków nie znano, jak płyty z kamienia lub z bronzu kładzione na grobie w pawimencie. Umieszczano je też stojąco w najbliższej grobu ścianie. Tak spoczywali w Poznaniu Mieczysław I, Bolesław W., Mieczysław II, Kazimirz I i Przemysław; również w Płocku Władysław Herman i Bolesław Krzywousty. Uprzedził naszego Łokietka tylko Henryk IV Probus, książę wrocławski i krakowski, któremu trochę wcześniej z palonej gliny kolorowy grobowiec w formie tumby postawiono we Wrocławiu, w kościele św. Krzyża.
  Przy grobowcu Łokietka król szwedzki Karol Gustaw usłyszał naukę moralną. Oprowadzał najeźdźcę po katedrze kanonik Starowolski i wskazując na postać króla Władysława powiedział, że tenże trzy razy z kraju uchodził i tyleż razy wracał i jako król życia dokończył. Na to odrzekł Gustaw, iż z Łokietkiem tak się stało, ale wasz Jan Kazimirz już więcej nie wróci. Starowolski wtedy dodał z powagą: »Bóg jest wszechmocny, a fortuna zmienna«, poczem król szwedzki, który dotąd chodził po kościele w kapeluszu, zdjął go z głowy i upokorzony wyszedł z katedry.
  Naprzeciw grobowca Łokietka jest wejście do zakrystyi, a przez nią do skarbca. Wszedłszy do nieforemnego jakiegoś korytarza trudno się domyślić, łączonym uwidocznione. Stawiał ją biskup Nankier najprzód po rozpoczęciu nowej katedry gotyckiej w r. 1320 i cała z kamienia była gotową wnet, gdyż ją konsekrowano w r. 1322. Pozostały w niej trzy zworniki z rzeźbą na sklepieniu; na jednym z nich jest wyobrażoną św. Małgorzata ze smokiem, na drugim św. Michał walczący z jakimś potworem, a na trzecim róża. Wkrótce jednak kaplica ta przeznaczoną została na zakrystyę i jako taka wymienioną jest w akcie z r. 1367.
  Dla katedry romańskiej zakrystya mieścić się miała w dolnym sklepie wieży dziś zegarowej.
Nie wystarczała zakrystya z kaplicy św. Małgorzaty przerobiona dla pomnażającego się kleru katedralnego, więc obok od północy dobudowano nową, wielką, z halą na dole, ze sklepieniem wspartem na kilku filarach i osobną taką komnatą na piętrze. Zwano ją zakrystyą wewnętrzną, a tę dawniejszą zewnętrzną lub wikaryjską. W końcu XV wieku biskup Jan Rzeszowski przerobił ten budynek o tyle, że zniósł filary i sklepienia dwa pierwotne, a wymurować dał nowe jedno nad całem wnętrzem hali, i w takim już kształcie od r. 1488 się do naszych czasów dochowała owa druga zakrystya, nazwana skarbcem. Dotrwało też w nim pomalowanie sklepienia lazurem z złotemi gwiazdami. Ołtarz, chórek i szafy sprawił w r. 1596 kardynał Radziwiłł. Wnętrze skarbca przedstawia się teraz w całkiem odmiennej szacie. Kształt jego naturalnie pozostał ten sam, z chórem na piętrze przy ścianie zachodniej, a ołtarzem przy wschodniej, lecz naokoło przyszły nowe wspaniałe szafy na przedmioty w skarbcu przechowywane. Ściany całe i sklepienie okrył malowaniami swemi artysta-malarz krakowski i profesor w akademii sztuk pięknych, Józef Mehoffer, w stylu secesyjnym. Wielbiciele tego nowego prądu w sztuce z radością powitają pamiątkę obecnych czasów w katedrze krakowskiej, gdzie wszystkie style nawet z odcieniami w niej się uwidoczniły i dalej uosabiają.
  A ponieważ główną odznaką secesyjnego stylu jest stylizowanie, czyli poprawianie natury, tak co do kształtu a więc konturu, jak i co do barwy bez światłocienia, więc widzowie malowideł ściennych w skarbcu muszą się zastosować ze swemi wymaganiami do obranego kierunku w dzisiejszej sztuce, czyli tak zwanej secesyi i jako taki oceniać z nabożeństwem.
  Przez zakrystyę idzie się na wieżę, w której jest ów sławny dzwon Zygmunt umieszczony; o nim wzmianka jest niżej.
  Koło drzwi do zakrystyi, gdzie pod posadzką są pochowani dwa krakowscy biskupi, były dwa nagrobki z kamienia ozdobnie wykute. Od wschodu na płycie marmurowej w całej postaci widniał Tomasz Strzempiński, +1460, otoczony kratą.
  Od zachodu istniał nagrobek Jana Rzeszowskiego, +1488. Przy stawianiu portali marmurowych do prezbiteryum koło r 1601, wmurowano nagrobki obydwóch biskupów w ścianę stojąco, lecz i tu one nie ocalały, zapewne przy podwyższeniu ścian ambitu za biskupa Łubieńskiego zaginęły.
Pierwszą od zakrystyi ku zachodowi jest kaplica Zebrzydowskich. Fundował ją pierwotnie w r. 1335 magister Marcin, kanonik krak., pod wezwaniem św. Koźmy i Św. Damiana, męczenników, którzy z zawodu byli lekarzami i stąd wzięli ich sobie za patronów medycy. Długosz stąd wnosi, iż fundator kaplicy musiał być magistrem medycyny. W XVI w. biskup Andrzej Zebrzydowski obrał sobie tę kaplicę na grób i odkażał testamentem fundusz na jej odnowę. Następcy rzeczywiście wspaniale kaplicę ozdobili, przebudowawszy ją całkowicie w stylu odrodzenia i sprawili piękny z marmuru monument, na którym biskup w całej postaci z pastorałem w ręku jest wyrobiony, +1560. Naprost nagrobka mieścił się od wschodu ołtarz drewniany złocisty, z wyobrażeniem w środku Zmartwychwstania Pańskiego, nad tem był Bóg Ojciec, a pod spodem Wieczerza Pańska i krucyfiks na czarnym aksamicie z kości słoniowej. Po dwóch stronach nagrobku biskupiego wisiały w całych figurach wizerunki wojewody Mikołaja Zebrzydowskiego i biskupa Andrzeja. Krata od kościoła miała być osobliwszą z miedzi i mosiądzu, staroświeckiej roboty, szeroka jak cała kaplica, czterech kolumnach, z balasami w trzech kondygnacyach. Wszystko to istniało do końca XVII w., przypominając świetne czasy Zygmuntowskie, lecz zniknęło z kaplicy Zebrzydowskich oprócz jednego nagrobka biskupiego. Niewiadomo nawet kto, kiedy i po co to przeistoczył, bo i ściany i sklepienie jest inne wraz z ołtarzem ubogim, z rzeźbami i figurami gipsowemi, i ani śladu nie ma, gdzie się krata owa wspaniała podziała.
  Następuje kaplica św. Wawrzyńca, ufundowana w r. 1339 przez archidyakona krak., Jarosława Skotnickiego, tego, który zostawszy arcybiskupem gnieźnieńskim, tamtejszej katedry przebudowę w stylu gotyckim uskutecznił. Miała w sobie dwa ołtarze drewniane zamykane; główny od wschodu wyobrażał św. Wawrzyńca, Wziął tę kaplicę na grób rodziny Stanisław Skarżewski, scholastyk krakowski, 1625 i przerobił ją, dach sprawił ołowiany i ołtarz z 4 kolumnami. Zdobiły tę kaplicę obrazy wotywne starożytne, które spełniały role nagrobków. Wyobrażonym był na dole modlący się przed Chrystusem lub Matką Boską, którego polecał ich opiece patron święty tegoż fundatora. Katedra krakowska liczyła takich niezmiernie cennych obrazów wiele, niestety wszystkie zaginęły.
  W ścianie pod oknem tkwi piękna bronzowa płyta nagrobkowa ks. Tomasza Rożnowskiego, kan. krak., +1540.
  Kaplica św. Mateusza i św. Macieja Apostołów znaną jest tylko pod imieniem Lipskich. Początek jej nieznany; za biskupa Bodzanty w r. 1355 ołtarz w niej będący udotowano ku wspomnieniu biskupa krak. Piotra Szyrzyka, zmarłego w Awinionie r. 1348. Miała dwa ołtarze, oprócz św. Apostołów drugi z obrazem męczeństwa św. Stanisława. W r. 1472 zniszczoną odnowił Mikołaj z Grodzca, kan. sand., wikaryusz katedr. W r. 1631 Andrzej Lipski, biskup krak., testamentem przekazał fundusz na wyrobienie dlań grobu w kaplicy św. Mateusza, co też spadkobiercy spełnili. Ograniczyli się oni jednak na nadaniu starym murom nowej szaty, ustawili nagrobek marmurowy z przedstawionym w całej figurze biskupem, od kościoła dali kratę, nowy ołtarz marmurowy z obrazami malowanemi na miedzi. To wszystko zmieniło się w XVIII wieku, gdy Jan Lipski, bisk. krak. i kardynał (+1746), polecił z gruntu tę kaplicę przebudować w stylu rokoko. Wówczas dostawiono od północy niby absydę prostokątną z dwoma po bokach oknami, przez które wpada światło na ołtarz z czarnego marmuru w niej umieszczony. Ponad gzymsem w czworoboku wzniesiono kopułę z oknami okrągłemi. Ściany trikowe ze złoconemi kapitelami, zajęte pomnik obydwóch Lipskich, dopełniają obrazu kaplicy stylu zepsutym XVIII wieku. Leżą ci pasterze krakowscy tu w grobie pod marmurową posadzką
  Naprzeciw kaplicy Lipskich w pawimencie widać metalową płytę kryjącą grób Adama Mickiewicza. W niej złożono w r. 1890 zwłoki wieszcza po sprowadzeniu ich z Francyi. Wiadomość o grobowcu Mickiewicza jest w rozdziale "Groby królewskie".
  Przy obecnej restauracyi katedry umieszczono w ścianie między filarami, po za plecami stalli, tuż nad kryptą Mickiewicza, wspaniałe dzieło sztuki złotniczej w kamiennem obramieniu. Jest to płaskorzeźba wykuta ze srebra przez Józefa Hakowskiego, wedle obrazu Matejki, przedstawiającego Jana III po oswobodzeniu Wiednia w chwili, gdy wysyła papieżowi zdobytą chorągiew Mahometa. Ofiarował tę rzeźbę hr. Artur Potocki.
  Wyszedłszy z ambitu, t j. nawy okrążającej prezbiteryum, wstępuje się w ramię północne nawy poprzecznej krzyżowej. Tu było wejście do kościoła romańskiego od północy, które przeniesiono też do budowli gotyckiej. Przy restauracyi wieżyczki, w której mieszczą się schody kręcone na poddasze kościoła, znalazły się remanenta oddrzwi romańskich, oraz w murach schodzących się tu kaplic różnice materyału. Z porównania innych kościołów owoczesnych można wnosić, że pierwotnie istniały tylko dwa wejścia do katedry krakowskiej, od południa główne, gdzie nawet odkryto ślady kruchty, i drugie od północy, do którego dostęp był bardzo dobry, gdy od wschodu nie zawadzały jeszcze wcale kaplice, ani krótsze prezbiteryum. Wnet jednak biskup krak., Floryan z Mokrska, chcąc dla siebie grób przysposobić, obrał to miejsce, od północy wolne między kaplicami, zabudował je kaplicą pod wezwaniem św. Tomasza Ap. i w niej został pochowanym. W r. 1428 ufundował w niej drugi ołtarz kan. Dziwisz z Mokrska pod tytułem P. Maryi Śnieżnej. Płyta spiżowa kryła zwłoki biskupa Floryana, której naturalnie śladu nie ma.
  W XVI wieku przejął tę kaplicę biskup Samuel Maciejowski, przebudował ją zupełnie, wystawił kopułę, sprawił ołtarz, w rogu którego wchodziło się do małej zakrystyi, drzwiami żelaznemi opatrzonej. W drugim kącie ołtarza wisiał obraz Matki Boskiej, do którego dostawiono ołtarz drewniany ze złocistemi kolumnami. Co nie sprawił tu słynny biskup Samuel (+1550), to uzupełnił Bernard Maciejowski, kardynał (+1608). Stanęły też w tej kaplicy nagrobki obydwóch. Samuela monument należy do najpiękniejszych dzieł sztuki w stylu odrodzenia. Były w tej kaplicy też barwne witraże w oknach, a w pośrodku unosił się kapelusz kardynalski na pamiątkę tej godności spoczywającego tu Bernarda Maciejowskiego. Obecnie tego wszystkiego brak, pozostała krata bronzowa przeniesiona w początku XVIII wieku do kaplicy Tomickiego. Ołtarz też nowy z marmuru czarnego mieści w sobie obraz Matki Boskiej za cudowny uważany, do którego srebrną sukienkę sprawili kanonicy Garwaski i Serebrzyński.
  Zakątek katedry zachodnio-północnej w nawie bocznej lewej uwydatniał w sobie do drugiej połowy XVIII wieku niezwykle ciekawe pozostałości z kościoła romańskiego, uszanowane przez budowniczych gotyckiej struktury, które koło r. 1780 zniszczono dla nowych schodów do kapitularza. Portal marmurowy pod sznur wyciągnięty z innemi równocześnie sprawianemi po całym kościele, wprowadza dziś do sieni, z której na północ widać drzwi na dziedzińczyk, a ku zachodowi schody żelazne na piętro do kapitularza nowoczesnego i na chór muzyczny. Pomniki jednak po ścianach, malowania i jakieś zaułki wśród murów zdradzają bytność kaplicy nie na sień pierwotnie przeznaczonej.
  I rzeczywiście były tu dwie a właściwie trzy kaplice: Św. Mikołaja jeszcze w XIII w. ufundowana przez Mikołaja ze Strzemieniów, wojewodę krakowskiego (między r. 1256 a 1260), św. Młodzianków od strony nawy przez Hinczę z Rogowa, kasztelana sandomirskiego w r. 1465 wystawiona popod dawniejszą trzecią Św. Stanisława na piętrze, skąd ukazywano ludowi głowę tego patrona od czasów jego kanonizacyi.
  Stał w tej dużej kaplicy ołtarz św. Mikołaja od wschodu; w ścianie północnej były dwa okna. Od południa, czyli od nawy bocznej, w połowie ściany bliższej wieży zegarowej, wznosiła się galerya na jednym łuku oparta, z której wystawiano relikwiarz św. Stanisława w dnie uroczyste. We framudze po pod tą lożą mieścił się ołtarz św. Młodzianków, udotowany przez wspomnianego wyżej Hinczę. Nad kaplicą św. Mikołaja dach był gontowy w XVII wieku. Wejście na tę galeryę, która tworzyła osobną, jakby trzecią kaplicę, istniało z dwóch stron. Ze wschodu od drzwi z kaplicy św. Mikołaja, a od zachodu z nawy bocznej przez drzwi obecnie zamurowane po pod herbem ziemi Kaliskiej, żubrem w koronie. Nad galeryą nie było sklepienia, tylko strop, o czem jest wzmianka w wizycie Trzebickiego (X. Łętowski). Otwór w ścianie, przez który był wstęp do kaplicy św. Młodzianków i widok na lożę, z której pokazywano relikwiarz św. Stanisława, zamurowano przed rokiem 1780 i w tej nowej ścianie umieszczono tablicę na cześć Potkańskiego, sufragana krakowskiego, +1789, fundatora owego przeistoczenia. Wśród obecnej restauracyi katedry w miejscu tejże tablicy wmurowano pomnik marmurowy z mosiężną postacią Trzebickiego, biskupa krak. (który spoczywa w kościele św. Piotra obok ks. Piotra Skargi), a płytę Potkańskiego dano z prawej strony. Nawa boczna w tej okolicy się zwęża, spotykamy się tu z murami wieży zegarowej, wciśniętej w plan kościoła przez dobudówkę obejmującą schody na piętro i na chór dawny z organem. W kącie przy kaplicy królowej Zofii istnieją drzwi na owe schody. Wieża ta znakomicie z ciosów wielkich, porządnie obrobionych, zbudowana przez Kazimirza W. do wysokości nawy bocznej, przedstawia wzór zdobienia kamiennego powierzchni ścian w stylu gotyckim, jakiego bardzo mało mamy w Krakowie. Nietylko wewnątrz kościoła, bo i od pola w ścianie zachodniej widać laskowania, w białym kamieniu stylowo wykonane. Czy i ile remanentów z romańskiej epoki znajduje się w murach tej wieży, nie badano dotąd, bo podziemia są bez wejścia. Wypadłoby szukać otworu. W izbie na poziomie nawy kościelnej mieści się od r. 1876 kaplica książąt Czartoryskich, którą oni wyrestaurowali i ołtarz ufundowali. Pochodzi on z kaplicy króla Olbrachta. Wyrzucono ten ołtarz szafiasty w XVIII wieku dla nowego z marmuru; znalazł się rozdzielony na części w kościele wiejskim w Rudawie, skąd je wydobywszy, złożono w całość po uzupełnieniu braków i wrócono katedrze krakowskiej. W głównej rzeźbie środkowej jest przedstawiony Chrystus na krzyżu, przed którym klęcząc modli się król Olbracht, polecany przez stojącego za nim biskupa św. Stanisława. Na skrzydłach ołtarzowych w płaskorzeźbach wyobrażone są sceny Męki Pańskiej.
  Kaplica ta była kapitularzem przed r. 1420, gdy go tu ze sklepu pod kaplicą Szafrańców przeniesiono. Musiała być sklepioną, skoro istniała nad nią ubikacya na piętrze z oknem na kościół i do której prowadziły schody. Na zworniku w środku sklepienia są uwydatnione trzy herby: orzeł, trzy korony i Dębno bez żadnej odznaki biskupiej; przytem zwornik jest gipsowy, nie kamienny. Dowodu tedy żadnego nie ma, aby miał to sklepienie sprawiać Zbigniew Oleśnicki. Jest to dzieło Kazimirza W., bo nawet na jednej ścianie od kościoła dochował się
krzyżyk konsekracyjny z r. 1364. Sklep podziemny pod dzisiejszą kaplicą Czartoryskich, całkiem zamurowany, miał dawniej wejście i był podobno zakrystya w kościele romańskim.
Wreszcie odsłania się ostatnia w północnej bocznej nawie, a pierwsza na lewo od wejścia głównego kaplica pod wezwaniem św. Trójcy, zbudowana r. 1432 przez królową Zofię, ostatnią żonę Władysława Jagiełły. Cała z kamienia, ozdobnie wewnątrz przez ruskich mistrzów pomalowana wedle rytuału greckiego, miała dwa ołtarze szafiaste przy ścianie wschodniej po rogach. Od północy dostawiono zakrystyę. Naprzeciw ołtarza w kącie wschodnio-północnym był grób królowej Zofii, nakryty prostym głazem, wystającym w kształcie mensy nad
pawimentem. Naokoło kamienia bronzowe blachy zawierały napis. Światła wpadało dużo przez trzy okna, dwa od zachodu, jedno od południa.
  Z końcem XVI wieku kaplica ta przedstawiała się w upadku, z potłuczonemi oknami, kurzem i pajęczynami powleczona, chociaż posiadała bogate uposażenie. W takim stanie zastawszy kaplicę królowej Zofii Piotr Tylicki, biskup krakowski (od 1608 —1616), przeznaczył ją na swój grób, wyrestaurował i umieścił w niej za życia nagrobek w ścianie z czerwonego marmuru. Poprzednik jego, Bernard Maciejowski, ufundował tu już jeden nowy ołtarz św. Trójcy, drugi sprawił Tylicki z obrazem na blasze Jezusa Ukrzyżowanego. Pawiment kryły płyty duże
kamienne i nagrobne z bronzu i marmuru, lecz napisów z nich nie przechowały wizytacye, bo nawet i kamień z napisem Tylickiego zaginął.
  Ubolewa nad dziwnemi losami kaplicy matki Jagiellonów biskup Łętowski, opisując jej stan z początkiem XIX wieku. Sklepienie przebito na zrobienie wnijścia na chór muzyczny; nie było w niej już ani nagrobków, ani ołtarzy, tylko gruzy, drabiny, żerdzie i deski! Dopiero Dunin Wąsowicz z żoną swoją Anną z Tyszkiewiczów w r. 1830 zabrali się do odnowy, przeznaczając ją na grób dla swej rodziny. I wtedy nie wyszło jej na dobro to napozór chwalebne przedsiewzięcie, bo plan restauracyi wykonany przez architekta Lanziego w stylu niby gotyckim nowoczesnym, pozbawił kaplicę charakteru kościelnego. Dopiero wnuczka p. Wąsowiczowej, ks. K. Lubomirska, dała teraz fundusz znaczny na rzeczywistą odnowę tej kaplicy i pod kierunkiem architekta Sł. Odrzywolskiego przywrócono jej, przynajmniej co do konstrukcyi, pierwotny wygląd. Wypadło stawiać nowe sklepienie, wybić zamurowane w południowej ścianie okno, obniżać poziom pawimentu, przedtem niewiedzieć z jakiej przyczyny podwyższony, przyczem odkryto grób biskupa Tylickiego w kącie południowym a królowej Zofii w północnym.
  Biskupa zwłoki w miedzianej trumnie szczelnie zamknięte nie nastręczyły sposobności do ich obejrzenia. Królowej jednak ciało kryła prosta skrzynia drewniana, która spróchniała rozsypała się za dotknięciem. W d. 7 czerwca 1902 r. przełożono zwłoki ze wszystkiemi szczątkami ubrania do nowej trumny miedzianej i wsunięto do sklepu. W nim zamurowane mają dostać nagrobek z odpowiednim napisem.
  Przy oddaniu do druku niniejszego rękopisu nie można było podać więcej wiadomości o kaplicy królowej Zofii, gdyż znajduje się ona obecnie wśród robót restauracyjnych, które w katedrze przeciągają się w nieskończoność.
  Po obejściu całego kościoła nawami bocznemi i zwiedziwszy kaplice, stajemy znowu w głównej nawie i mamy przed sobą grobowiec św. Stanisława w postaci kaplicy w stylu barokowym, który zbudował biskup Marcin Szyszkowski w r. 1629 wielkim bardzo nakładem. Na czterech grupach kolumn metalowych obok marmurowych oparte arkady z gzymsem, podtrzymują kopułę, złotą łuską okrytą. W narożnikach na nagłówkach kolumn stoją posągi bronzowe ośmiu świętych Polski patronów, a nad niemi na gzymsie klęczą czterej św. Ewangeliści, z drzewa wyrobieni, później tu dodani. Figury św. patronów z bronzu wykonał J. Wurcelbauer w Gdańsku. Wewnątrz na mensie z czerwonego marmuru czterej aniołowie dźwigają olbrzymią srebrną trumnę, ozdobioną 10 płaskorzeźbami dotyczącemi św. Stanisława. Na trumnie odznaki biskupie trzymają dwa aniołki Mausoleum to przedstawia się imponująco, tak co do kształtu jak i co do barwy. Wszystko co jest z metalu błyszczy złotem, a podnosi tegoż blask czarność marmuru.
  Trumnę wykonano w Gdańsku, na którą przeznaczył swoje srebra biskup Piotr Gembicki, a kapituła dodała fundusz. Złotnik Piotr von der Rennen kuł ją w r. 1671. Wewnątrz jej mieści się reszta kości Świętego w złotym małym relikwiarzu, ofiarowanym w r. 1633 przez podkanclerzego Tomasza Zamojskiego. Relikwie św. Floryana, które na tem miejscu uprzedziły złożenie zwłok św. Stanisława, spoczywają wewnątrz mensy w marmurowej trumience. Wartość kruszcu w tej trumnie opłacić musiała kapituła r. 1807 rządowi austryackiemu. Niestety do
sprawienia tej trumny użyto jako materyał relikwiarz ofiarowany przez królową Jadwigę. Była to tumba (3 łokcie długa) drewniana w kształcie podłużnej skrzyni, raczej domku nakrytego dachem siodłowym o dwóch szczytach, powleczona cała blachą srebrną pozłacaną. Ściany podłużne miały po sześć tablic płaskorzeźbionych, a na szerokość po dwie, razem 14 scen z życia św. Stanisława, rozdzielonych kolumenkami. Na powierzchni daszków znajdowało się 18 wizerunków biskupów. Szczytem szła wzdłuż koronka. Cały ten starożytnej formy relikwiarz spoczywał na czterech figurkach aniołów. Można sobie wyobrazić, jak drogocennym był ów dar królowej Jadwigi! A chociaż ocalał z łupieży szwedzkiej, to go i tak zatracono, wysławszy do Gdańska na wrzucenie do tygla. Wartość srebra w tym relikwiarzu Jadwigi oceniono na 11.300 zł. Stała ta trumna gotycka kilka lat pod tą samą jeszcze kopułą na ołtarzu, który dziś oglądamy, bo dopiero w r. 1633 usunięto ją do skarbca, aby zrobić miejsce na trumnę srebrną, sprawioną przez Zygmunta III. Złożył ją już po tegoż śmierci syn Władysław IV i miała być bardzo wspaniała, jak opowiadają naoczni świadkowie. Zabrali ją w r. 1657 Szwedzi wraz z innemi naczyniami srebrnemi i złotemi, znajdującemi się w katedrze.
  Zginął też wtedy w rękach szwedzkich z nad grobowca św. Stanisława dyptyk srebrny ogromnej wartości, mieszczący ze srebra odlane posągi św. Stanisława wskrzeszającego Piotrowina i św. Floryana, wykonane w Norymberdze przez Alberta Glima, kosztem Zygmunta I. Najdawniejszą trumnę na zwłoki św. Stanisława po kanonizacyi sprawiła św. Kinga, żona panującego naówczas w Polsce Bolesława Wstydliwego. Obecna jest tedy czwartą z porządku.
  Przy opisie kościoła na Skałce jest już wzmianka o przeniesieniu stamtąd zwłok św. Stanisława w r. 1088 do kościoła katedralnego na Wawelu, którego jeszcze wtedy prezbiteryum znajdowało się w miejscu, gdzie dziś stoi kaplica Wazów. Pochowano go pod posadzką w ziemi, obok poprzedników jego. Tu spoczywał do roku 1250 "w prochu, jak perła w morskim poroście, jakby światło ukryte korcem"; i skąd kości jego biskup Prandota "swojem staraniem, swemi rękami z ziemi wydobył za zgodą kapituły, wodą i winem obmył i po nad ziemią w czystem naczyniu złożył".
  Potem wysłano posłów do Stolicy Apostolskiej, a w trzy lata po uzyskaniu dekretu kanonizacyi dla św. Stanisława, ustawiono kości jego z ogromną uroczystością w r. 1254 na ołtarzu w środku kościoła, gdzie już były relikwie św. Floryana. Trumienkę pierwszą, t. j. relikwiarz sprawiła jak wyżej powiedziano, księżna Kinga.
  O samej zaś kaplicy dają nam opisy z dawniejszych wizytacyj wyobrażenie. Przedewszystkiem należy wspomnieć, że to był tylko ołtarz z trumną uważany jako pomnik, otoczony wokoło kratą, do której przyczepiono tablice z wotami i zdobyte chorągwie na wrogach. Wisiały też tu buńczuki tatarskie i tureckie, które widząc na Wawelu krzyżacy, wzięli za brody obcięte wielkiemu mistrzowi i komturom krzyżackim pod Grunwaldem i rozpuścili po Europie wieści o barbarzyństwie Polaków. Okrywał ten ołtarz baldach wspaniały czerwony adamaszkowy, z bogatemi frendzlami, dar ze Szczekarzowic Lanckorońskiej. Przed trumną gorzała zawsze lampa srebrna nader kunsztownej roboty, sprawiona przez Stanisława Garwaskiego, kasztelana płockiego. Zmienił się całkiem wygląd otoczenia grobowca św. Stanisława, gdy nad nim stanęła dzisiejsza konfesya, którą słusznie można uważać za osobną kaplicę.
  Na czterech narożnych filarach otaczających mauzoleum św. Stanisława widać marmurowe pomniki z popiersiami bronzowemi pasterzy krakowskich, z XVII wieku są trzej, czwarty z XVIII, z których nazwiskami spotykać się przychodzi ciągle w dziejach narodu, a mianowicie: Marcina Szyszkowskiego + 1630, Piotra Gembickiego + 1657, Jana Małachowskiego +1699, Kazimirza Łubieńskiego +1719.
  Poza grobowcem św. Stanisława wstęp do prezbiteryum zagradzał mur z osadzoną w nim kratą, w którym otwór na środku służył za główną do wejścia bramę do prezbiteryum. Zburzono to tak zwane lektoryum w r. 1626, przed postawieniem mausoleum.
  Ołtarzami tak była cała krakowska katedra zastawiona, że co krok uwadzało się o inny. Z każdym łączyła się fundacya, a w miarę, jak te z różnych przyczyn marniały, lub na inne cele przechodziły, upadały też ołtarze. Nadwątlonych zębem czasu zabytków z przeszłości, choćby były pamiątką po najsławniejszych i najznakomitszych osobach nie restaurowano, tylko wyrzucano, a jeżeli w ich miejsce sprawiano nowe, to nie wiązano z niemi dawnych tradycyj. Oprócz licznych ołtarzy po kaplicach, po nawach i ambicie stało w katedrze naszej 20 ufundowanych przez królów, królowe, dygnitarzy najwyższych świeckich i kościelnych, a to wszystko wymietli ludzie dobrej woli, przeświadczeni jeszcze, że czynią przysługę. Dzieje wielkiego ołtarza w katedrze na Wawelu najlepiej świadczą o znikomości dzieł ludzkich. Jakie i ile ich już tu istniało, wiedzieć niepodobna. Najstarszą pamiątkę z ołtarza wielkiego gotyckiego tworzą dwa skrzydła z tryptyku, przedstawiające św. Wojciecha i św. Stanisława. Są to obrazy krakowskich malarzy z XV wieku, sądząc z ubioru biskupów i liter w napisach.
  Biskup Samuel Maciejowski w r. 1550 sprawił nowy ołtarz w miejsce starego, który kapituła uchwałą z d. 10 maja r. 1550 darowała Cystersom do Mogiły, »aby nie zniszczał, lecz zachował się dla potomności, jako dzieło przedstawiające obrazy dawnej starożytności.
Biskup Maciejowski oprócz ołtarza wielkiego wystawił wspaniałą kaplicę i dał pomalować sklepienie w całym kościele. Zdobienia te wykonał mistrz w sztuce malarskiej Marcin, w roku 1550, a w następnym roku wraz z drugim malarzem Stanisławem pomalowali obaj i pozłocili figury i inne ozdoby koło wizerunku Chrystusa Ukrzyżowanego w wielkim ołtarzu. Ozdobne kolumny złocone z takimże półkolem otaczały w środku umieszczony obraz przedstawiający Chrystusa na krzyżu, z wielu naokoło postaciami, Matki Boskiej, św. Jana, św. Magdaleny, Longina i Setnika. We framugach z dwóch stron zamkniętych też kolumnami były rzeźbione figury, po stronie ewangelii św. Stanisław, po stronie epistoły św. Wacław. Nad św. Stanisławem unosił się orzeł polski ze splecioną literą S, a nad św. Wacławem Pogoń litewska. Ponad tem, pośród ozdób pędzla i dłuta spoczywały anioły, z których jedne trzymały herb Maciejowskiego, a drugie herb kapituły Trzy korony. Nad nimi widać było Boga Ojca, a na samym szczycie stał anioł z wagą i mieczem. Wszystko było złocone.
  O ile z opisu wnosić można, miał kościół nasz katedralny w miejsce gotyckiego postawiony przepyszny ołtarz renesansowy, a znając z tej epoki inne, wyobrażamy sobie niepospolite dzieło czasów Zygmuntowskich. W sto lat potem ołtarz ten niewiedzieć dlaczego i gdzie wyrzucono, a w jego miejsce r. 1650 sprawił biskup Gembicki nowy wielki ołtarz, ten sam, który dziś odnowiony oglądamy. Fatalnie wypadła odmiana, gdyż ołtarz ten w stylu barokowym, ogromnie ciężki, bez żadnego talentu nakreślony, psuje swemi proporcyami harmonię z otoczeniem. Główną wadą jego jest użycie tylko jednej kondygnacyi przy tak wielkich rozmiarach jakie mu nadano. Pomijając już zupełnie różność stylu, to konstrukcya budynku gotyckiego znosi tylko wtedy bez obrazy smaku piękna dzieło renesansu, jeżeli ono nie przygniata go ciężarem swoich proporcyj. Niestety, ołtarz ten nawet na nieznawcach sztuki robi wrażenie, że tu nie dla niego miejce wśród tej smukłej architektury gotyckiej. Kiedy już wskutek dezolacyi z katedry przed 20 laty go usunięto, wielka szkoda, że go wielkim nakładem zrestaurowano i nim najcelniejsze miejsce w katedrze zatarasowano.
  Obraz Zbawiciela Ukrzyżowanego na srebrnej blasze namalowany, w wielkim ołtarzu umieszczony, nie należy do wybitniejszych utworów sztuki. Autor jego niewiadomy, bo przypisywanie go Dolabelli uniemożliwia sama data wykonania. Właśnie na początku tego roku umarł ów artysta w 80 latach swego życia (1650). gdy nowy ołtarz wielki w katedrze sprawiano. Wraz z ufundowaniem tego ołtarza nastąpiła zmiana terenu w prezbiteryum, to jest podwyższenie posadzki pod mensę, zrównanie jej z pomnikiem kardynała Fryderyka, nakrycie grobu Jadwigi grubemi marmurami odpowiednio do przeciwległego tarasu, gdzie sobie grób zgotował biskup Gembicki.
  Zawsze w kościołach w wielkim ołtarzu mieści się obraz lub rzeźba uosabiająca jego wezwanie, nie zwracało to jednak uwagi w krakowskiej katedrze, że chociaż nosiła tytuł św. Wacława, nigdy wizerunku jego w tem miejscu nie zanotowano. Zawsze istniał Zbawiciel na krzyżu.
  Poświęcenie kościoła tutejszego obchodzono w dzień Wielkiej Nocy, od XIV wieku w oktawę.
Dopiero głębokie badania prof. Tad. Wojciechowskiego wykryły wiadomość, iż pierwotnem wezwaniem katedry krakowskiej był Salwator t. j. Zbawiciel, przedstawiany w różnej formie. Z przebudową każdą przydawano jej nowego patrona: przy romańskiej budowie za Bolesława Krzywoustego wyłonił się jako patron kościoła św. Wacław, a przy gotyckiej za Łokietka i Kazimirza W. św. Stanisław.
  Wśród obecnej restauracyi kościoła katedralnego pod drewnianemi późniejszemi tarczami herbowemi, na sklepieniu w prezbiteryum, nad wielkim ołtarzem znalazły się kamienne zworniki, na których widać wyrzeźbionego w środkowym Zbawiciela siedzącego na tronie i błogosławiącego; na dwóch najbliższych są przedstawieni aniołowie adorujący, a na następnych św. Wacław i św. Stanisław. Przedstawione owe wizerunki na dołączonej illustracyi, najlepiej wyjaśniają kwestyę tytułów kościoła katedralnego.
  Obok wielkiego stał po stronie ewangelii ołtarz św. Erazma, ufundowany przez królowę Jadwigę w r. 1399, przed samą jej śmiercią. Na nim stało Ciboryum, które przeniósł do kaplicy Mansyonarskiej biskup Maciejowski, przy sprawianiu nowego wielkiego ołtarza. Wtedy też podobno krucyfiks ów czarny cudowny wyjęto z ołtarza wielkiego i umieszczono go w ołtarzu Wszystkich Świętych w rogu ambitu, do nowego bowiem wszedł obraz malowany.
Tu przed ołtarzem św. Erazma pochowano królowę Jadwigę pod pawimentem, nakryto prostym głazem z krótkim napisem i otoczono go kratą. Grobowca nie sprawiano jej z przyczyny, iż spodziewano się Jadwigi kanonizacyi, bo ją już za życia za świętą uważano. Skoroby do grona świętych została wliczoną, miejsce jej zwłokom przypadłoby na ołtarzu w formie całkiem innej, niż zwykłym śmiertelnikom. Do kanonizacyi Jadwigi nie przyszło i wielka ta postać w dziejach narodu polskiego dotąd sarkofagu się nie doczekała. Owszem przy podnoszeniu platformy przed wielkim ołtarzem w pierwszej połowie XVII wieku grób Jadwigi przyłożono grubo na 1 mtr. marmurem i dano nowy inny napis.
  Środkowy występ między schodami z dwóch stron przed wielkim ołtarzem tworzy sarkofag Jagiellończyka Fryderyka, który poświęciwszy się stanowi duchownemu był krakowskim biskupem i kardynałem od r. 1488 do 1503. Stał on jakoś inaczej, nim go koło r. 1634 w dochowanej do dziś pozycyi ułożono. Z wierzchu na płycie bronzowej wyrytym jest on w ubiorze biskupim, na frontowej ściance w wypukłej rzeźbie odlanej ze spiżu widać Fryderyka modlącego się w stroju kardynalskim przed Matką Boską z Dzieciątkiem Jezus; za nim prowadzi św. Stanisław Piotrowina. Z boku nad schodami tkwią herby Polski i Litwy. Dzieło to ma być Piotra Vischera, sławnego bronzownika z Norymbergii, wykonane r. 1510 z woli króla Zygmunta Starego.
  Przed wielkim ołtarzem dawniej stały dwa trony: królewski z baldachem i biskupi bez tegoż w czasie obecności króla. Baldachim służył tylko przy królu legatowi papieskiemu. Kiedy nam królów brakło, pozostał tron biskupi sam i ten już baldachem nakryty. Stalle zwane także formami znajdowały się zawsze w prezbiteryum dla prałatów i kanoników. Te, co się do naszych czasów dochowały, sprawił kardynał Radziwiłł w r. 1596. Nie mają one szczytów, co zdaje się nie należy uważać za uszkodzenie, gdyż wznosiły się nad stallami z obydwóch stron galerye t. j. chóry, jeden dla organu, drugi dla muzykantów, na które się wchodziło z ambitu. One musiały stać na jakichś wspornikach, wedle wizytacyi »konstrukcyach« i zapewne zajmowały tyle miejsca, że stalle nie mogły się w górę rozpościerać. Gdzie ściany były wolne, to znów wisiały nad stallami »kortyny« królowej Elżbiety roboty. Ambona nad formami w prezbiteryum okrywana była suto, a podczas większego tłumu ludu, budowano drugą w nawie głównej. Przy obecnej restauracyi dodano miejsc w stallach tyle, jakby kapitułę tworzyło grono 36 kanoników, a ich tylko 8 istnieje. Gdy biskup celebrował, grano na organach w nawie głównej, w innych razach na małym organie w prezbiteryum.
  Okna w prezbiteryum miały szyby kolorowe sztucznie wyrobione, które zastąpiono w XVII wieku białemi dla rozjaśnienia kościoła, a po podwyższeniu ścian ambitu w XVIII wieku wyrzucono całkiem okna, pozostały wolne otwory. Biskup Łętowski z tej przyczyny mówi przy opisie katedry na Wawelu, że »ona pomroka, to pół światło farbiste, ta gra słońca przez szyby kolorowe, to urok kościołów starych. Ojcowie nasi wtajemniczyli się byli przy budowaniu swoich domów Bożych, w naturę serca ludzkiego, co spodziewa się i modli dla tego, że wierzy, a nie potrzebuje dla siebie innej pochodni. Krypty były pierwszemi naszemi kościołami, a w miarę co słabła wiara i stygło nabożeństwo, poczęło się budowanie kościołów jasnych jak latarnie, z ławkami po środku, na wygodę ludzką mające zwróconą uwagę.
  Na środku prezbiteryum pod posadzką leżą zwłoki kardynała Oleśnickiego, nakryte pierwotnie spiżową płytą, nad tym grobem unosił się czerwony kapelusz kardynalski, podobnież jak nad grobowcem królewicza Fryderyka. Ściany zajmowały sztandary, chorągwie i buńczuki zdobyte na nieprzyjacielach. Samych krzyżackich proporców wziętych pod Grunwaldem zawiesił 56 Władysław Jagiełło w chórze, jak piszę Długosz.
  Ponieważ do prezbiteryum w czasie nabożeństwa wstęp miało tylko duchowieństwo, dwór królewski i najwyżsi dygnitarze, przeto publiczność zgromadzona w ambicie i korpusie kościoła mogła więcej uczestniczyć w uroczystościach wtedy, gdy przedziały między filarami nie były zamurowane. Odgradzał je jednak parapet, t. j. niski mur na 1,30 mtr., w którym tkwiła krata. Taki fragment odkryto przy obecnej restauracyi, po za stallami, lecz nie zastosowano się do niego przy rekonstrukcyi wcale.
  Po zwiedzeniu katedralnego kościoła w całej tegoż wewnątrz rozciągłości wstąpić należy do podziemi jego, do grobów.
  Tu jeszcze należy się wspomnienie żywemu świadkowi narodowej przeszłości, który do nas zawsze jeszcze tym samym głosem przemawia, jakim przed kilku wiekami wygłaszał radości i smutki narodowe. Dzwon to Zygmuntowski, który z Wawelu rozbrzmiewając nad całym Krakowem porusza wszystkie struny duszy każdego Polaka.
W r. 1520 król Zygmunt I kazał ulać dzwon wielki własnym kosztem, który sprawiano w Krakowie koło bramy Wiślnej między murami. Wyprowadzony raz na wieżę dlań przygotowaną, głosem swoim zachwyca odtąd każdego. Do niego można zastosować znaczenie wyrazu: »udał się*, bo niepodobna wyobrazić sobie poważniejszego, a więcej wzruszającego tonu nad głos Zygmunta.
  Rozmiary jego kolosalne. 8 metrów liczy w dolnym obwodzie, średnica 2,70 m.; do dzwonienia nim potrzeba ośmiu ludzi. Odlewał go Jan Bohem Norymberczyk. Na powierzchni znajduje się napis wymieniający fundatora i podpis jego mistrza. Przy poświęceniu nadano mu imię Zygmunta. Używają go tylko do wielkich uroczystości, do powszednich nabożeństw służą inne dzwony.
  Już kilka razy pękło w nim serce, a ma je z żelaza, naprawione przypomina nam ojców na Wawelu, którzy w śnie wiecznym pogrążeni, narodowi z chwałą przodowali. Pierwotnie tylko cech stolarski w Krakowie posiadał przywilej dzwonienia w Zygmunta.


Dzwon Zygmunta


  Na pierwszej kondygnacyi wieży są dwa dzwony: jeden sprawiony przez biskupa Jakuba z Sienny w r. 1460, drugi przez kan. krak. Jana Tęczyńskiego w r. 1463, zwany zwykle Pół-Zygmuntem. Na drugim piętrze mieszczą się też dwa dzwony. Z tych jeden zwany Urbanem, przeniesiony z Niepołomic do Krakowa przez Zbigniewa Oleśnickiego, spadł w czasie dzwonienia r. 1455, w Zielone Świątki i utrącił sobie ucho. Kapituła kazała go na nowo odlać. Zwano go też Zbyszkiem albo Kardynałem. Drugi dzwon sprawiony przez biskupa Konarskiego, dwa razy był na nowo odlewanym z powodu uszkodzenia za biskupa Trzebickiego i za Załuskiego.
  Na wieży Wikaryjskiej znajdują się też dzwony dla cienkiego głosu mianowane srebrnemi. Zowią się Maciek, Nowak i Gąsiorek i mają pochodzić z dawniejszych czasów. Gdy z katedry krakowskiej odezwą się dzwony wszystkie, to tworzą całą oktawę głosów, lecz nikną one wobec Zygmunta. Jest coś tak majestatycznego w głosie owego dzwonu królewskiego, iż niepodobna określić wrażenia, jakie on wywołuje, skoro rozkołysany roztacza niezrównane na całe miasto dźwięki. A słychać je też z Bielan w jedną, z Mogiły w drugą stronę. Można go zwiedzać, wstęp do Zygmunta wiedzie przez zakrystyę. Z okna gdzie on się znajduje, śliczny jest widok na Kraków.



Katedra na Wawelu w XIV wieku. Rysunek Essenweina


Katedra od strony dziedzińca