Plany kamienic

  W średnich wiekach parcele budowlane w Krakowie były przeważnie wązkie a za to głębokie. Zwykła jednostka placu pod budowę, zwana dworzyszcze (curia, hof) mierzyła 36 łokci szerokości frontu, a 72 długości w głąb. Istniały jednak także półdworzyszcza i virteyle. Sporo było domów, których fasada mierzyła po 16, 12 a nawet niekiedy 11 i 9 łokci szerokości1. Większe domy miały po 18, 20 lub więcej łokci frontu, a wyjątkowo dochodziły do 32, 40 i więcej łokci. Jeśli weźmiemy dawny łokieć polski = 0596 m., to pokaże się, że miara najmniejsza a wcale częsta szerokości frontu wynosiła niespełna 5 i 1/2 m., a fasady o 19 m. lub 23—24 m. szerokości należały do wielkich i wyjątkowych. Natomiast głębokość parceli bywała nieraz bardzo znaczna. I stąd pochodzi osobliwszy rzut poziomy niektórych nawet dziś jeszcze niezbyt rzadkich kamienic mieszczańskich krakowskich o trzech lub dwóch oknach frontu, a za to izbach wnętrza wcale dużych, bo bardzo głębokich. Za taką izbą frontową, która wypełnia na piętrze całą szerokość domu albo ma obok wązki pokoik o jednem oknie, znajduje się w głębi zwykle klatka schodowa, a obok niej przy ścianie granicznej ciemny korytarzyk, łączący front z izbą tylną, wychodzącą na podwórze. Stąd znów ganek, czasem bardzo długi, biegnie wzdłuż wązkiego dziedzińca, aby budynek główny, zwany niekiedy "przodkiem", połączyć z »indergmachem« czyli oficyną zakończającą posiadłość od tyłu, po przeciwnej stronie wewnętrznego dziedzińca. Indergmach albo indermach pochodzi od niem. Hintergemach; dziś wyraz, pospolicie przekręcony, został spolszczony na dziwaczny: widermach. Dziedziniec między główną frontową częścią domu a indergmachem, nazywano u nas w XVII w. » zadzią « wyraz nie znany naszym słownikom. Tylne okna z budynku frontowego i okna z indergmachu wychodziły na »zadź«. Wyraz ten także zdrobniano, gdy była mowa o małym podwórczyku. Czytamy w r. 1635 »zadka mała, przez którą przejście do indergmachu chcą uczynić z izby I piętra«. Oczywiście mowa tu o przejściu za pomocą ganku. W innem miejscu, w zapisce z r. 1643 czytamy, że kamienica ma prócz korpusu głównego »browar, zadź i indermach«. Nasuwa to przypuszczenie, że zadzią nazywano może czasem część samego domu, połączenie murowane między korpusem głównym a oficyną; na tę ostatnią było jeszcze inne polskie wyrażenie, które jednak spotykamy tylko wyjątkowo, n. p. pod r. 1611 »do indergmachu albo zatyłku«.

Ganki zewnętrznie do ścian przyczepione w podworcach domów bywały najczęściej drewniane, otwarte lub zaszalowane ścianami z desek. Były też niekiedy i »murowane«. Takim był z. 1614 »ganek sklepisty wedle dolnej izby na tył idący, którym gankiem zaćmiło się światło« i o to powstał zatarg. Jest także czasem mowa o "gankach zawieszonych przy ścianie od sąsiedniej kamienicy"; znaczy to: przy murze granicznym, dzielącym od siebie posiadłości sąsiednie, bokiem wzdłuż dziedzińca. Ganek sklepisty murowany, ale z epoki gotyckiej jeszcze, zachował się w dziedzińcu domu probostwa ś. Anny.

Tak bywało na parcelach wązkich. Na szerszych połączenie części domu przedniej i tylnej tworzy czasem szereg pokoików wzdłuż jednego boku dziedzińca. U ich ściany jeszcze bywa umieszczony ganek otwarty lub zaszalowany. W domach o szerokości większej biegną ganki dokoła dziedzińca obszerniejszego, a przynajmniej u trzech lub dwu jego ścian. R. 1609 kamienica spadkobierców Sebastyana Cyrusa na ul. Floryańskiej, w opisie nazwana »wielką«, miała w dziedzińcu "ganki circumcirca". Przykład takich ganków kilkupiętrowych i stosunkowo ozdobnych, na słupach drewnianych wspartych, zachował się, z XVII może wieku, w kamienicy narożnej na Małym rynku nr 7. W kamienicach wielkich, o typie pałacowym albo do pałacowego zbliżonym miejsce tych ganków zajmują już od XVI w. galerye arkadowe murowane. Oczywiście nie stało się to bez wpływu wspaniałego dziedzińca arkadowego na Wawelu, a może i podwórza późnogotyckiego Biblioteki Jagiell., które jednak dopiero w połowie XIX w. zostało dokończone, a przedtem częściowo tylko było galeryami przyozdobione.

Wązkich kamienic z typu dwu lub trójokiennych zachowała się jeszcze pewna ilość w Krakowie.

Załączamy plan przyziemia i I piętra kamienicy nr 21. przy ul. Floryańskiej (w opisach kamienic). Na dole większą połowę szerokości frontu zajmuje sklep, resztę wązka sień wchodowa. Jest to innowacya nowszych czasów; dawniej była to jedna przestrzeń, jak wskazuje sklepienie beczkowe nakrywające połączoną szerokość obu. Takie obszerne sienie wjazdowe były w wielu domach i służyły zarazem za wozownie lub magazyny na towary i paki. W XIX już wieku, jako nie potrzebne, przeważnie zostały podzielone i zabudowane; cały ich szereg uległ tej zmianie w naszych oczach. Zachowało się zaledwo kilka i to w domach większych, o zakroju pałacowym, n. p. w pałacu na Rynku nr 20, w Prałatówce N. P. Maryi przy placu Maryackim, róg. ul. Szpitalnej, i w paru domach kapitulnych przy ul. Kanoniczej. Na załączonym planie kamienicy przy ul. Floryańskiej sień w części tylnej zwęża się w korytarz obok izby tylnej długiej, niezbyt szerokiej, z oknem na dziedziniec. Sienie wejścia głównego do kamienic, nazywano zwykle tak jak i dziś krótko: sienią. Czasem jednak jest mowa "o sieni dolnej" w odróżnieniu od sieni na piętrach, które znów miewały jeszcze i inne nazwy, jak o tem niżej będzie mowa.

Na piętrze tej głównej części domu, zarówno z pokoju frontowego jak i tylnego, biorącego światło z dziedzińca, odcięto po jednym niewielkim i ciemnym, a przepierzeniem jeszcze podzielonym przedpokoju, prowadzącym do klatki schodowej, która mieści się pośrodkiem. Bokiem pokoju tylnego biegnie korytarz i dochodzi do ganku, łączącego frontowy korpus domu z widermachem. Widermachowa przestrzeń mieści na parterze jedną izbę sklepioną; na piętrze podzielona jest na 3 ubikacye: pokój, kuchnię i kwadratowy spiżarkę. Całość posiadłości składa się na parcelę 8 razy tak długą jak jest szeroka. W klatce schodowej, otwartej do sieni dolnej, trzy razy załamane schody na piętro przechodzą przez prostokątny otwór w beczkowem sklepieniu sieni, czy też tuż za sklepieniem tem mają swoje umieszczenie. Jest to dawniej typowe urządzenie, które jeszcze możemy gdzieindziej widzieć, n. p. w Prałatówce, w domu obok niej na placu Maryackim i kilku innych domach krakowskich. Przy początku drugiego od dołu podestu schodów w naszej kamienicy była niegdyś bramka okrągłołukowa, z renesansowem obramieniem kamiennem, rzeźbionem w cekiny, służąca do zamknięcia wejścia na I piętro. Obramienie to przy odnawianiu domu w nowszych czasach darowane zostało do zbiorów miejskich, lecz przez władze miejskie potem sprzedane, przeniesione jest do willi hr. Pusłowskich, ul. Andrzeja Potockiego nr 10. Podobne, lubo kształtem odmienne zamknięcia z żelaznymi kratowemi drzwiami, zachowały się w obu dopiero co wspomnianych wyżej domach przy placu Maryackim.

 Na planie tutaj załączonym zastanawia wreszcie brak chodków. Zdaje się, że je dawniej na planach opuszczano, jako przybudówki drewniane, do właściwych murów kamienicy nie należące. Wszakże w opisach często jest mowa o miejscach sekretnych" albo o »prywecie«. W r. 1634 zapisano, że "wedle wilkierza krak. powinien być prewet od muru granicznego najmniej dwa łokcia".  W ogóle jednak zdaje się, że sprawa tych nader ważnych urządzeń komfortowych, była u nas zaniedbana. W każdym razie w epoce ekonomicznego i kulturalnego upadku Krakowa, w wieku XVII, utrzymywanie w porządku wychodków i zbiorników nieczystości pozostawiało dużo do życzenia. Skarg na to nie brak. Przytoczę jedną znamienną tem więcej, że odnosi się nie do pierwszej lepszej, kamienicy gdzieś w zaułku na uboczu lecz do »Krzysztoforów« nie zajmujących wprawdzie jeszcze wtedy późniejszego wybitnego stanowiska, lecz należących bądź co bądź do znaczniejszych domów krakowskich, choćby tylko ze względu na korzystne, uprzywilejowąne położenie, na Rynku. W r. 1628 nazwę tę nosiła jedna z kilku miejszych kamienic, które wkrótce wejść miały w skład pałacu wystawionego przez Adama Kazanowskiego, marsz. nadw. Należała wówczas do Ronenbergów, a sąsiadowała z kamienicą Krzysztofa Schedla, która znów niezadługo stała się częścią Spiskiego pałacu Lubomirskich. Otóż zapisano pod tym rokiem skargę, że do piwnic" domu Schedla " naciekła moc plugastwa z prewetu pod Krzysztofory pani Ronenbergowej«.

  Jeśli małe, zwłaszcza wązkie kamienice mieszczańskie mają w Krakowie plan nietylko typowy, niewielkie tylko odmiany przedstawiający, to w rozkładzie wnętrza kamienic obszerniejszych, pałacowych lub do pałacowych zbliżonych, panuje większa rozmaitość, tak że nie podobna podać planu jednej z takich większych kamienic, któryby mógł być uważany za typowy.

Tu jeszcze dotknę jednego szczegółu: pod r. 1641 czytamy, że "kamienica p. Gabryela Gerlowa, JKM. Myncarza", ma jakąś "izbę na baszcie". Położenie kamienicy nie jest bliżej oznaczone; może stała przy jednej z baszt miejskich fortyfikacyjnych. Możliwe jednak także, iż miała swoją własną basztę. Wyraźne wzmianki o takich basztach domowych w Krakowie XVII w. są nadzwyczaj rzadkie. Jedne z r. 1649 ogłosił p. A. Chmiel; w rewizyi z tego roku kamienicy, noszącej dziś nr 17 na ul. Floryańskiej, zaznaczono, że "basztka wszystka zrujnowana; a na galeryę (sic) nad basztką balasów kilka żelaznych nie masz . Cóż to mogły być za baszty? Prawdopodobnie przeżytki czy pozostałości z średniowiecza. Jest teorya, według której domy mieszkalne, nawet w miastach budowano początkowo z drzewa, a w Europie środkowej i północnej przeciągnął się ten zwyczaj długo. Murowane natomiast dla obronności były często już równocześnie zamki i kościoły. O kościołach obronnych w Polsce czytamy w źródłach XIII w., a nawet sama nazwa  "kościół" pochodzeniem swojem od castellum dowodzi bliskiego związku, jaki zachodził między jednem a drugiem pojęciem. Ogniwem łączącem było tu pojęcie obronności. Więc też na wzór zamków wznoszono w owych odległych czasach niekiedy w miastach domy murowane opatrzone wieżami, sposobne do obrony. Bywały one bardzo pożądane w chwilach wojen domowych i rozruchów, a przydatne nawet w czasach względnie spokojnych. Wszak policya miejska bywała dawniej bardzo niedostateczną, a także oświetlenie ulic nocną porą jest instytucją późną i przez długi czas nader pierwotnie urządzoną. Bezpieczeństwo publiczne pozostawiało tedy wiele do życzenia, i każdy musiał sam myśleć o własnej obronie na wypadek napadu na dom.>

Przykłady takich prywatnych zameczków miejskich, starych kamienic obronnych opatrzonych wieżą i nadto czasem maleńkiemi na parterze oknami, bardzo wysoko umieszczonemi, możemy dziś jeszcze widzieć we Włoszech: w Bolonii, w Sienie, zwłaszcza w San Giminiano w Toskanii. Zresztą i w samym Krakowie zachował się taki przeżytek, jakby dawna wieża w domu nr 9 na ul. ś. Jana. W głębi dziedzińca przy tylnej jego oficynie i przy granicy posiadłości sąsiedniej nr 11, jest wrzynający się w prostą zresztą linię tej granicy, ukryty między murami budynek murowany, dość obszerny, na planie do kwadratu zbliżonym, o parterze i dwu piętrach, nie zgadzających się co do poziomów z piętrami oficyny, mających izby jedna nad drugą. Ma parę dawnych kamiennych obramień drzwi i okien, a jedne odrzwia na parterze ostrołukowe o okroju z XV w.; drzwi obite są blachą żelazną. W tej budowie, wysokością nie przewyższającej swego dzisiejszego otoczenia, śladów obronności nie można się dopatrzeć. Może zatarł je czas. W każdem razie jeśli nie była rodzajem donżonu prywatnego i mieszczańskiego, była niezawodnie lamusem, schronieniem czy składem, przedstawiającym większe od innych części domu bezpieczeństwo.