Ogólne wnętrza kamienic.

Już wiemy, że wejście główne prowadziło z reguły do sieni parterowej, sklepionej, często obszernej. Zajmowała ona miejsce wybitne na frontowej części kamienicy. Sień najzwyklej była brukowaną, a przez nią przechodził rynsztok dla odprowadzenia nieczystości ze zlewów domowych na zewnątrz domu, na ulicę lub plac publiczny. Wzmianek podobnych do tej z r. 1618, że "rynna przez sień idzie na ulicę", spotykamy dużo. Urządzenie takie pierwotne można jeszcze widzieć po małych miasteczkach; miał je i Kraków, choć był miastem znacznem i choć miał wodociągi; te w XVII wieku nie stały w związku z odprowadzaniem nieczystości, gdyż kanalizacya w dzisiejszem znaczeniu nie istniała. Używany w opisach domów XVII w. wyraz łaciński canalis, a nawet polski: kanał, oznaczał właśnie wspomniany naziemny rynsztok, który niekiedy nakrywany bywał podłużną deską. Kilka takich nakrytych rynsztoków w sieniach kamienic śródmieścia Krakowa pamiętamy jeszcze z czasów naszej młodości, około szóstego i siódmego dziesiątka lat XIX w. Zdaje się nawet, że w dawniejszych czasach brak takiego rynsztoku był czemś niezwykłem i uważany za coś nienormalnego. W sporze z r. 1626 o przepływ czy przeciekanie wody z kamienicy Kaspra Jordana zwanej Wójtowską  a także lapidea reginalis. na ul. Brackiej (nr 15), do kamienicy sąsiedniej, Jordan jako pozywający, chcąc służebność przepływu wody utrzymać, twierdzi, że »woda z podwórza przodkiem kamienicy aktorowej (t. j. jego) na ulicę nie wychodziła nigdy, ale framugą przez mur zawsze do kamienicy citatorum ściekała«.

Z sieni głównej bywały wejścia do bocznych izb lub sklepów, a często i zejścia do piwnic, zwłaszcza tych, które znajdowały się pod tylną stroną głównego korpusu domu. Czasem sama sień bywała zacieśniona przybudówkami. W przytoczonym wyżej akcie z r. 1626 czytamy, że w kamienicy Jordana są sklepy i piwnice w sieni poczynione. W głębi sieni mieściły się zwykle schody na piętra, i to albo bezpośrednio w samej sieni, albo w osobnej klatce schodowej za nią, czy obok niej. Zejście do piwnic rzadko łączyła się z tymi schodami w całość organiczną — jak to dziś się praktykuje. Pod schodami na piętra, lub ich załamkami, umieszczano niekiedy schowki, komórki, które nazywano »macloszkami«. Bywały także macloszki "w szyi piwnicznej, idąc do piwnicy w boku". Schody w kamienicach bywały drewniane albo kamienne — a kamienne czasem nawet w kamieniczkach małych i bynajmniej nie okazałych, np. w r. 1633 w kamienicy Soszyca na Rynku, która była częścią dzisiejszego domu nr 3. Spotykamy niekiedy wzmianki o poręczach na nich kamiennych i takichże w nich balasach. W opisie kamienicy Tomasza Golla "z dawna rzeczonej Chroberska" na ul. Brackiej (dziś nr 7 róg ul. Gołębiej) czytamy, że były »poręcze żelazne przy wschodzie idąc na I piętro«, ale zapisano w r. 1627, że »balasów żelaznych nie ma, które pierwej były«, a »na tymże wschodzie u kraty żelaznej zamek popsowany«; tą kratą były zapewnie kraciaste wrota, zamykające wejście na schody; bramki żelazne u początku schodów dziś jeszcze widzieć można na probostwie ś. Anny, oraz w domu na ul. Sławkowskiej nr 4. Inne drzwi okratowane w połowie schodów są na placu Maryackim  3, i w Prałatówce N. P. Maryi Nie są rzadkością w XVII w. kamienne odrzwia ze sieni głównej na dole, klatki schodowej lub »sali« na piętrze do izb przytykających; ale także i między pokojami reprezentacyjnymi lub mieszkalnymi.

Schody nie zawsze były w klatce schodowej. Czasem wbudowane w obszerną sień, przebijały jej sklepienie,- a wyżej dochodziły wprost do drzwi jednej z izb, albo do sieni I piętra lub do korytarza łączącego schody z izbami mieszkalnemi. Takie urządzenie można jeszcze widzieć w Prałatówce P. Maryi w kamienicy sąsiedniej, plac Maryacki  nr 3.w kamienicy książęcej", Rynek 26 róg ul. Wiślnej i w kilku innych domach. Ustępuje ono jednak coraz bardziej systemom nowszym. Bywały też czasem schody umieszczane w podwórzu, zewnątrz domu. I kto wie, czy takiego urządzenia wiek XVII nie odziedziczył po wiekach średnich. Na ten domysł naprowadzają nas podobne zewnętrzne schody, drewniane, które widzieć jeszcze można w Krakowie przy gotyckiej oficynie domu na ul. Mikołajskiej nr 3. Jednym z najbardziej znanych przykładów, są słynne schody z połowy XIV w. w dziedzińcu florenckiego Bargello. Nieco podobne — skromniejsze, lecz niemniej malownicze — urządzenie z przełomu wieku XV na XVI można było widzieć do r. 1860, lub czasu bliskiego tej daty, w dziedzińcu Biblioteki Jagiellońskiej; widok jego przechował nam obrazek ogłoszony w I Roczniku Mił. Krakowa. Takie też może zewnętrzne były pierwotne schody główne renesansowej budowy Zamku krak. A jeszcze po połowie XIX w. wykonano schody podobnym sposobem w dziedzińcu ówczesnego gimnazyum ś. Anny, naprzeciw kościoła pod wezwaniem tejże świętej.

Tradycje budowlane bywają trwałe i uporczywie się utrzymywać zwykły, choćby ich stosowaniu sprzeciwiały się  - jak u nas w powyższym wypadku — warunki klimatyczne. Wszelakoż czasem i nowości — przy sprzyjających okolicznościach — dziwnie łatwo się przyjmują: gdy śmiały kto da przykład, drudzy chętnie go naśladują. Taką nowością były, zdaje się, na początku XVII w. l a t a r n i e , (później, w XVIII w. zwane też altanami1, czyli sterczące nieco nad ponad dachem nadbudowy, ze światłem górnem nad klatkami schodowemi, umieszczonemi wewnątrz domów. Uwagę naszą na to zwraca szereg wzmianek w księgach miejskich. W r. 1610 napisano, że pani Sznukowa na swej kamienicy na Rynku »latarnię muruje«. Kamienica ta zwana też od dawniejszych posiadaczy Cyrusowską, była częścią dzisiejszego domu nr 32. Inna zapiska z tegoż roku wyraźnie wskazuje cel i użytek takich »latarni« i daje się domyślać, że były one nowością. Oto słynny lekarz, historyk i tłómacz Arystotelesa, dr. Sebastyan Petrycy, będąc opiekunem dzieci Sasina, każe na ich kamienicy, przy ul. ś. Jana (nr 14 lub 18) wymurować "latarnię dla objaśnienia kamienicy i ozdobności, tak jako latarnie takowe ozdobne w inszych niektórych kamienicach się znajdują". Stawiał ją »muraż Matys« Przy rewizyi przez urząd miejski kazano ją podwyższyć »albowiem tylko na łokieć, i to niespełna nad brantmury wychodzi. Przynajmniej zeszłaby się wyższa dla kształtu i potrzeby na dobre dwa łokcia; tedyby i okna większe były i ozdobniejsza by była tak jako się to indziej pokazuje«. Robota miała kosztować 650 zł. Przy tem stwierdzono, że robotnicy poniszczyli schody kamienne i że »kapzamsy« okien, czyli gzymsy nadokienne, zrobiono inne, niż były zastrzeżone umową. R. 1614 zapisano, że buduje latarnię na domu Tomasz Przyłęcki kuśnierz, a r. 1616 z okazji, że Piotr Kochanowski, sekretarz król. w kamienicy swojej, która leży »przeciwko kościołowi ś. Franciszka wedle domu drewnianego p. Mutego«, kazał dla zrobienia latarni podnieść w górę dach, powstał spór sąsiedzki, a przy rewizyi urzędowej stwierdzono, że stało się to ze szkodą panów Łyskowiczów, których kamienica, stojąca przy ul. Grodzkiej, tyłami łączy się z kamienicą Kochanowskiego i ma tam mur idący »nad dach p. Kochanowskiego nowo wywiedziony«, a w tym murze okna "naprzeciwko latarni Kochanowskiego", których światło zostało zasłonięte, Piotr Kochanowski, słynny i znakomity tłómacz Jerozolimy wyzwolonej Tassa i Orlanda szalonego Ariosta, miał w drugim dziesiątku lat XVII w. kamieniczkę, która weszła potem w skład dużego pałacowego domu (pl. WW. Świętych nr 6), gdzie jest mieszkanie prezydentów m. Krakowa.

Latarnie, które w owej epoce chętnie wznoszono, były oczywiście następstwem przeniesienia w XVI w. schodów z podworca do wnętrza domów. Ze względów atmosferycznych było to pożądane w naszym klimacie. Ale domy z reguły były bardzo głębokie, szczególnie ich korpus główny, frontowy, miewał on 25 i więcej metrów głębokości. Umieszczenie klatki schodowej bliżej okien fasadowych lub podwórcowych, praktykowane w domach okazalszych i zbytkownych, odejmowało dużo światła izbom mieszkalnym i przedstawiało trudności komunikacyjne. Więc tam, gdzie chodziło o względy praktyczne, zaczęto ją wprowadzać w sam środek korpusu frontowego.

Tu znów wystąpiła trudność oświetlenia schodów światłem dziennem. R. 1629 rzeczoznawcy w relacyi o pewnym domu wytykają, że "wschód z dołu na I piętro ślepy i ciemny", ale zarazem stwierdza ją, że wina za to spada »na tego, kto kamienicę budował, i że go zrazu tak postanowił«.

Środkiem zaradczym okazało się dźwignięcie w górę części dachu nad schodami i opatrzenie ścian tej jakby wieżyczki oknami bocznemi. Inne sposoby nowsze, jak dach ze szkła grubego, wytrzymałego na uderzenie, lub siatki zabezpieczające światło górne od gradu, spadających kamieni itd., nie były jeszcze w użyciu. Te rzeczy wprowadzono dopiero w blizkieh nam czasach. W XVII w. mnożą się w Krakowie opisane wyżej »latarnie«. Pewna ich ilość dotrwała do naszych czasów, widzieć je możemy w domach na ul. Floryańskiej nr 36, 38, 44 itd. Wiele z tych dawnych latarni zniknęło w naszych już czasach, jedne usunięto, nadbudowując na dawnych kamienicach nowe piętra; inne zastąpiono t. z w. światłem górnem, czyli oknami poziomemi (właściwie pochyłemi) w dachach samych.

W księgach miejskich spotykamy się często w opisach z wyrażeniami: " buga w  sieni", "buga w tylnej ścianie", "w gankach dwie frambudze", ścianę na frambugach z gruntu wymurować« i "frambugi w ścianach pozamurowane, które przedtem nie były zamurowane, "mur stawiany z fundamentu a nie na frambugach", "frambugi z murem razem murowane, w których szafy" itd. Oba wyrazy buga i frambuga pochodzą z niemieckiego Bug, co znaczy zakrzywienie, łuk; Fram zaś albo Vram, dziś całkiem wyszłe z użycia, w niemczyźnie średniowiecznej łączyło się z pojęciem wyróżniania się, wystawania naprzód, sterczenia, i najczęściej używane było w połączeniach (średniowo górnoniem. vrambaere — osobliwy, świetny; średnio w. górnoniem vramort — naprzód, precz); śladem jego w nowszym języku jest fremd. Z zestawienia tych różnych danych wynika, że bugi były to łuki zasklepione w ścianach z wnękami, a frambugi to łuki występujące ze ścian naprzód, zwykle wsparte na sterczących konsolach. Wprowadzono je dla zyskania przestrzeni w miejscach wąskich, ścieńczając lub wydrążając ścianę poniżej tych Juków, które ciągnęły się w wysokości ponad głowę średniego człowieka, czasem całym rzędem, tworząc wdzięczny motyw zdobniczy w architekturze. Szeregi takich zwieszonych łuków czy spłaszczonych arkadek, widzieć jeszcze można w sieniach, korytarzach i nawet pokojach starszych domów krakowskich. Wyrazu Vrambug nie znajdujemy w dzisiejszych słownikach niemieckich. Może więc jedyny ślad jego niegdyś istnienia zachował się w polskiej dawniejszej »frambudze«, która dziś stała się framugą, i nieco też zmieniła dawniejsze zastosowanie, znaczy bowiem tyle, co jakiekolwiek zagłębienie, wnęka, półki w grubości muru.

Na piętrach domów o szerokości frontu większej, w której mieściło się kilka lub przynajmniej parę izb mieszkalnych, zwykle ponad sienią parteru, czasem jednak nad jej tylnem przedłużeniem, znajdowała się "sala " , rodzaj wspólnej sieni pomiędzy mieszkaniami. R. 1644 czytamy: "Sień dolna i sala na górze . . . wszystkim wspólne". Niekiedy też tę salę nazywano wprost sienią. R. 1644 czytamy: »sień albo sala« na I piętrze kamienicy; W innem zaś miejscu: "sala albo piętro, wolna wszystkim częściom" tj. wszystkim lokatorom kamienicy rozdzielonej między kilku współwłaścicieli. Jak więc widzimy, pod względem nazw sali nie przestrzegano zbyt wielkiej ścisłości, nadawano jej czasem prócz nazwy najzwyklejszej miana, które mogły nawet dawać powód do nieporozumień. W r. 1628 opisany jest 'dach na sali albo altanie" choć, jak już wiemy, altana oznaczała zwykle co innego.

Taka »sala« miewała swój osobny wygląd i dekoracyę odpowiednią do przeznaczenia. Bywało w niej kilkoro drzwi prowadzących do izb mieszkalnych sąsiednich. Posadzka w niej bywała często ceglana, powała leżała na belkach lub tramach widocznych, a jeśli rozpiętość jej była większa od średniej miary, podciągano pod środki długości belek tram gruby poprzeczny, zwany i dziś jeszcze siostrzanem albo siestrzanem1. W XVII w. spotykamy się z formami tej nazwy: sostram, siostram, sliostram, szlostram, szostran, szotran.

Zresztą zarówno posadzki ceglane, jak belkowania stropów spotykamy w owym czasie w innych przestrzeniach domów, także i w izbach mieszkalnych. W r. 1740 zapisano, że w którejś izbie pewnego domu "tramy w głowach pogniły i dlatego siostram dano środkiem". Powały drewniane z belkami odkrytemi znajdowały się niekiedy i nad dolnemi sieniami wjazdowemi (częściej sklepionemi); reszty takich pował nad sieniami parterowemi dochowały się do naszych czasów] w domach na Rynku nr 5, na ul. Floryańskiej nr 11, na ul. ś. Jana nr 1. Pod r. 1636 zapisano: "na sali nad wschodem kroksztina przy bukztukach pod krąncem albo kamzazem (sic) nie masz". Bugstiick, po niem. złożone, z Bug przegub, oznacza w języku rzeźnickim łopatkę bydlęcą; w języku marynarskim — działo ustawione na przodzie okrętu. Co tu rozumieć trzeba pod tym wyrazem, dokładnie nie wiadomo. »Kamzaz«, zam. kamzams albo kamzans, również przyswojony z niem., oznacza po dziś dzień gzyms okapowy nad drzwiami lub oknem, nadedrzwie, nadoknie. »Kranc« użyty tu niewłaściwie wyraz niem. (Kronholz), przyswojony do mowy polskiej technicznej i dziś zniekształcony na "kraniec", oznacza zwykle górną krawędź cembrzyny, grubą belkę wieńczącą upustu lub t. p. budowlę wodną. Tutaj może chciano przez to wyrazić jakiś gzyms pod stropem sali. »Sali«, obok tej nazwy najzwyklejszej, nadawano czasem miana inne, które mogły nawet prowadzić do nieporozumienia. Już wspomniałem, że r. 1644 czytamy o "sieni albo sali" na I piętrze kamienicy, a r. 1628 opisany jest "dach na sali albo altanie". Wogóle nie przestrzegano pod tym względem zbyt wielkiej ścisłości. W innem bowiem miejscu, jak już wiemy, powiedziano: "sala albo piętro, wolna wszystkim częściom" tj. wszystkim lokatorom kamienicy, rozdzielonej między kilka współwłaścicieli. Położenie tej sali w stosunku do budynku bywało nie jednostajne. W r. 1628 zapisano "jest komnata na I piętrze z oknem na ulicę, która jest pusta, u której są dwoje drzwi wedle siebie z tejże szale".

W zapisce z r. 1636 czytamy: »na sali i nad wschodem« w r. 1636 wspomniana jest "sala przy wschodzie z oknem na tył", a dalej wymieniono "izby na sali z dwiema okny na ulicę połowa". Bywa też niekiedy mowa o "komorze na sali przed izbą" i o izdebce na sali »drugiego piętra" i w izbach samych by wały jakieś komórki, niekiedy wiszące w pewnej wysokości, które odróżniano w opisach od ganków czy galeryjek nad drzwiami. R. 1638 czytamy "komórka pod stropem zawieszona, sablow (?) zbudowana, która była wyszła na łokieć i ćwierć, i prawie wyszła tam rogiem tej komórki zawiesistej do izby". Wymienione przy izbach "komnaty ciemne"  są to, jak sądzę, alkowy. W opisach izb mieszkalnych często mowa jest o ławach i listwach, czyli półkach wiszących przyściennych. Jedne i drugie, jak ze związku tekstów wynika zaliczano do nieruchomości, nierozdzielnych od domu odstępowanego, dzielonego lub sprzedawanego. W r. 1636 czytamy: »izdebka, w której posadzka ceglana popsowana, ławy stare bardzo złe, listew tylko jakiś znak, bo i wązkie i krótkie i tylko po dwu stronach tak przytwierdzone, więcej dla obyczaju niż dla pożytku«. Ławy pod ścianami takie, jakie widzieć można jeszcze po refektarzach klasztornych, były rzeczą tak zwykłą, że brak ich notowano osobno. R. 1631 czytamy w opisie domu: "ław po jednej stronie nie masz" w izbie. W izbach, najczęściej jadalniach, umieszczano umywalnie, "handfosy" , »andfosy«, z reguły przy wejściu. Bywały one cynowe. Zabytki tych umywalni przy wejściu widzieć jeszcze można po klasztorach, np. w refektarzu P. P. Klarysek ś. Andrzeja w Krakowie, gdzie także pod ścianami biegną stale przymocowane ławy, a nadto piec przy narożniku wolno stojący otoczony jest prostokątem ław na murowanem podium.

Na najwyższem piętrze, lub pod okapem dachu znajdowała się w wielu domach winda ciężarowa, wychodząca na zewnątrz domu albo ze szczytu ściany frontowej albo, zdaje się częściej, z tyłu na dziedziniec. Nazywano jąkafarem . Spotykamy wzmianki o "oknach kafarowych". Końce przyrządu bywały przytwierdzone zwykle na strychu, może także tam mieściła się maszynerya, korba i td. R. 1613 czytamy: 'na strychu, gdzie kafari dymniki", a w r. 1620 zapisano: "strychu część, co środkiem i z kafarami". Nawiasem wymienić wypada, że w księgach miejskich z XVII w spotykamy się z wyrazem «strzech" zam. strych oraz czytamy parę razy "slakl albo dymnik na strychu".

W opisach domów mieszczańskich dość często spotykamy wzmianki o odrzwiach lub wągarach kamiennych , nie tylko zewnątrz domów i jak już mówiliśmy w sieniach, ale i między izbami mieszkalnemi. R. 1608 w taksacyi kamienicy Węgrzynka na ul. Sławkowskiej zapisano, że wszystkie odrzwia są kamienne zamszowane (tj. ogzymsowane); w kamienicy zaś Michała Lerego na Rynku (nr 21) są w r. 1615 na "wtórem piętrze odrzwia kościelnym kształtem", może gotyckie. W opisach innnych domów czytamy o posadzkach ceglanych  w izbach, o piecach ozdobnych , »malowanych«. R. 1633 Giebułtowski pokazuje wirtelnikom 'przebudynek, który kosztem swym czynił" w kamienicy na ul. ś. Anny narożnej (nr 7). "W izbie na I piętrze z oknem na ulicę, dał okno z ramami i szkłem weneckiem nowe i firanek zielony tam za kratą przybić, bo była odestała od muru, piec nowy z kaflami malowanymi. Na sali okien 3, w każdem po 4 kwatery szkła weneckiego, ramy, pręty, zawiasy, pobielane nowe". A w r. 1637 Sławęcki w swojej kamienicy na ul. Szewskiej pokazuje wirtelnikom, że z jego świeżej "przebudowy" jest: "w izbie dolnej podłoga z tarcic, ławy, listwy, alkierz z balasami, ganek nade drzwiami, ściana w około z tarcic, to wszystko malowano (s.) figurami zielono, i strop malowany czerwono piec nowy malowane kachle, u drzwi hantaba".

W r. 1618 użala się właściciel kamienicy Siebeneycherowskiej na ul. Grodzkiej nr 7, że "w komnacie był przedtem piec piękny kachlowy, każdy kachel po gr. 2, a teraz jest z prostych kachlów zielonych".

Tu jest miejsce, by wyjaśnić, co w owym czasie rozumiano przez fundament. W opisie izb I i II piętra kamienic Sławeckiego na ul. Szewskiej, jest w r. 1637 kilka razy wzmianka o 'fundamencie ceglanym', a raz powiedziano, że jest on "na frambużkach sklepionym", przyczem dodano, że ma "spodek dylowany, wierzch drewniany". Na oznaczenie fundamentu w dzisiejszem znaczeniu wyrazu, o czem tu zresztą mowy być nie może, — używano w XVII w. wyrazu »grunt«, i w tem znaczeniu spotykamy wyraz grunt w dalszym ciągu tego samego aktu szacunkowego. Wyjaśnienie znajdujemy gdzie indziej. W szacunku innej kamienicy w r. 1603 czytamy, że w izbie jest ^fundament pieca z kamienia pinczowskiego*, a w izdebce 'fundament do pieca z cegły'. Zatem fundament było to podmurowanie pieca. Zadziwia tylko, że, jak widać z cytatu poprzedniego, podstawę tę czasem robiono drewnianą.

Wyjątkiem było oszklenie szybami weneckiemi, o których wspomniałem wyżej. Najczęściej czyiamy o "błonach" w oknach. Wprawdzie z przyzwyczajenia dawnego, z czasów kiedy istotnie jedynem znanem u nas oszkleniem okien były natłuszczone błony zwierzęce, do końca XVII w. mówiono nieraz o błonach tam, gdzie już postęp wprowadził był szkło do okien; czytamy np.: »błony w tej izbie potłuczone*, 'błona zła i potłuczona". W jednem miejscu spotykamy dziwaczne wyrażenie ' w izbie błony stare prostych szyb", a szklarzy, jak wiadomo, bardzo długo nazywano błoniarzami. Wyraźne wzmianki o szkle w oknach pojawiają się od początku XVII w., jeśli nie wcześniej. Raz po raz czytamy : "w oknach szyby powybijane", 'szyb siła nie masz", "szyby potłuczone". Ale i błony zwierzęce nie prędko wyszły z użycia; świadczą o tem opisy, w których obok siebie użyto osobno każdego z obu tych określeń. R. 1636 kamienica na ul. Wiślnej ma "okna szklane" i "błony z ramami nowe". Z wyrażeń, które czasem spotykamy: 'błona cała w tej izdebce", "błona nowa w tej izdebce" można by wnosić, że wyrazu błona używano także w znaczeniu zbiorowem w liczbie pojedyńczej, jak np. zboże, węgiel, szkło itp.; z drugiej jednak strony mogło też być, iż małe okna, zwłaszcza jak w powyższym przykładzie w małej izdebce, zamknięte były istotnie jedną błoną, czy jedną szybą.

Przy oknach bywały po dwóch stronach lub po jednej, w grubości muru boczne ławeczki. R. 1646 zapisano w kamienicy ul. Floryańskiej »siedzenie w oknie ceglane«. Był to zdaje się przeżytek z budowli zamkowych średniowiecznych, w których małe okna wywoływały przy robotach kobiecych lub czytaniu potrzebę szukania światła w pobliżu jego źródła. Gdzieniegdzie jeszcze dochowane takie ławki bywają murowane, nakryte deską lub płytą kamienną.

O specyalnych dekoracyach wnątrz, jak np. ozdobnych stropach drewnianych, które musiały być dość powszechne dawniej, skoro dziś jeszcze natrafiamy na nie w niejednym domu krakowskim, nawet mniejszym i skromnym, albo o sztukateryach, któremi bywały przybrane sklepienia mieszkań bogatych ludzi, kamienice o pretensyach pałacowych, będzie mowa niżej, przy pojedynczych opisach. Nie trzeba zapominać, że jedne i drugie, jak z zachowanych okazów się przekonywamy, były zabytkami z kilku różnych epok stylowych. Są w Krakowie do dziś dnia stropy nietylko z XVII w., ale i z XVI i nawet pozostałości stropów jeszcze gotyckich. Co do sztukateryj, mało jest ich wcześniejszych od samego końca XVII w., w którym to czasie moda tej dekoracyi znalazła szersze rozpowszechnienie.

Zachowane w księgach miejskich liczne, bardzo drobiazgowe opisy kamienic krakowskich pozwalają wypełnić kontury powyżej naszkicowanego obrazu bliższymi szczegółami. Opisy takie urzędowe, przez zawodowców sporządzone, przedsiębrano z różnych powodów: z okazyi obejmowania spadku po zmarłym właścicielu, podziału majątku, zamiany, przechodzenia wogóle realności w inne nowe ręce, dokonania robót w kamienicy lub mieszkaniu, o ile sporną była kwestya, kto ma za nie płacić. W takich razach opis i szacunek przeprowadzony przez zaprzysiężonych starszych odnośnych cechów rękodzielniczych, więc murarzy i kamieniarzy, stolarzy, ślusarzy itd. wciągano w księgę inskrypcyj radzieckich (»Consularia«). Gdy zaś dom był zrujnowany czy to wskutek klęski publicznej, czy niedbalstwa użytkowca (dzierżawcy, opiekuna małoletnich itp. lub doznał szkody z winy majstrów prowadzących roboty w tym lub sąsiednim domu, i powstał spór wprowadzony na drogę prawną, wtedy do oglądania i ocenienia »ruiny«, wzywano kwartalników i opinie ich wpisywano w księgi »Revisiones« albo »Acta quartualiensium«. Niekiedy rewizye i szacunki szkód wciągano w księgi Sądu ławniczego (»Scabinalia«). Te szacunki i rewizye są nader obszerne, zajmują po kilkanaście i więcej stron folio gęstego pisma.