Jan Kapistrant w Krakowie


W Rynku na rogu ulicy Wiślnej, w kamienicy, która dziś nosi numer 26 i zwana jest Pod św. Janem Kapistrantem, zamieszkał przybyły do Krakowa w sierpniu 1453 roku, obdarzony niezwykłym darem krasomówczym, włoski bernardyn, fanatyczny wróg innowierców, który wędrując po Europie nierzadko doprowadzał swymi kazaniami do krwawych tumultów religijnych.
Nawołując krakowian do pokuty i grożąc im, że jeżeli nie zaczną żarliwiej bronić wiary katolickiej, przybędą kiedyś Turcy do Krakowa i postawią wielbłądy pod ratuszem, doprowadzał słuchaczy do takiej skruchy i egzaltacji, że rozpalali na Rynku ogniska i rzucali w płomienie przedmioty zbytku: kości do gry, obrazy a nawet wchodzące właśnie w modę klawikordy.

 

Przybycie do Krakowa Jana Kapistranta (Jan Długosz „Dzieje Polski” t. V)

Po dopełnionych układach małżeństwa posłowie wyruszyli z powrotem, zabrawszy ze sobą Jana Kapistranta, mnicha zakonu braci mniejszych, męża wielkiej świętobliwości, i we wtorek, w dzień św. Augustyna, przybyli do Krakowa. Na powitanie rzeczonego męża Bożego wyszły nie tylko wszystkie stany, ale i duchowieństwo całe, i władze miasta Krakowa w procesjach i z chorągwiami, obywateli zaś miejskich, tak mężczyzn, jako i niewiast, do dwóch tysięcy. Wysypało się niemal całe miasto, a Kazimierz król wraz z królową Zofią, Zbigniew kardynał i biskup krakowski i wielki gmin rycerstwa w polu za przedmieściem Kleparzem przyjmowali go i z największą czcią prowadzili do miasta... Na gospodę przeznaczono mu dom Jerzego Sworca w Rynku, a obok kościoła św. Wojciecha wystawiono mównicę, z której codziennie, zanim większe zimna nastały, po odprawieniu mszy św. Słowo Boże obyczajem swoim w łacińskim języku przez dwie godziny opowiadał, a lud słuchał go cierpliwie i bez ustęskniania... Kazania te potem przez drugie dwie godziny ludowi polskim językiem tłumaczono. A tak nauka jego codziennie przez cztery godziny trwała. Gdy zaś nadeszły mrozy i śniegi, mównicę przeniesiono do kościoła N. Panny Marii... Wysiadywał Jan Kapistran  w Krakowie od dnia św. Augustyna aż do 15 maja, a pod ten czas wielkie mnóstwo chorych, ślepych, chromych, suchotników i rozmaitą niemocą dotkniętych wobec przytomnego ludu uzdrawiał.

Tekst pochodzi z książki Joanny Ronikier - "Na Rynku w Krakowie"